sobota, 27 lipca 2013

Rozdział 7.

*perspektywa Harry’ego*
Kiedy wszedłem do domu Zayna przytłoczyło mnie jego bogactwo. Tak długo minęło odkąd ostatnio go widziałem, a jak widać bardzo dużo się zmieniło. Znalazłem go, stojącego w salonie przy woreczkach z prochami. Był wyraźnie zdenerwowany.

- Zayn? – zapytałem zdezorientowany. Albo te dragi i alkohol, to jednak dla mnie za dużo, albo coś było nie tak… Chłopak odwrócił głowę i spojrzał na mnie poważnym spojrzeniem.
- Yeah?!
- Chciałem tylko powiedzieć, że potrzebuje forsy i, że idę do domu. Widzę, że impreza się skończyła, a ja chyba usnąłem na blacie… - Zayn tylko prychnął śmiechem i pokiwał głową.
- Coś tu nie gra, Harry. Brałeś coś stąd? – spojrzał na mnie, ponownie.
- Nie. Przecież Ci mówię, że usnąłem… Co się dzieje? – zapytałem, chociaż tak szczerze to mnie to nie obchodziło…
- Zginął stąd przynajmniej jeden woreczek.
- Zayn, powiedz mi kto normalny zostawia coś takiego na widoku? Każdy, dosłownie każdy mógł sobie coś stąd wziąć, więc nie rozumiem dlaczego akurat mnie o to posądzasz! – wkurwiłem się. No jak on mógł mnie posądzać o coś takiego? Ja nawet nie rozumiem co on miał z tego, że dla niego pracowałem. Nie dawałem mu przecież żadnej kasy, a dostawałem prochy za darmo…
- Bo to jest jedyny pokój, w którym nie ma kamer, a nic, nigdy mi stąd nie zginęło. A nawet jeśli, to ochroniarze przeszukują ludzi przed wyjściem, więc nic by się nie uchowało od tak, Harry. Jesteś pewien, że nic nie widziałeś? – wtedy usłyszałem cichy szelest na schodach. Obróciłem głowę w bok, żeby zobaczyć co to było, ale to co zauważyłem kompletnie zbiło mnie z tropu. Louis? Czy ja śnie? Dlaczego mój głupi mózg nie umie wyrzucić z siebie tego idioty? Przecież on kurwa, spierdolił. Nie ma go! Ogarnij się, Styles i przestań o nim myśleć. On już nie wróci i pogódź się z tym, cholerny idioto!
- Harry?! – Zayn krzyknął mi do ucha.
- Nie, Zayn. Nic nie widziałem. Mogę już stąd pójść? – warknąłem i zacząłem iść w stronę drzwi.

Trochę mi to zajęło, żeby przejść tą ogromną chałupę, ale w końcu doszedłem do drzwi, a kiedy tylko wyszedłem z domu zacząłem biec do mojego. Po drodze zauważyłem, że świtało, co oznaczało, że jest już koło 4 rano. Kiedy dobiegłem do domu szybko otworzyłem drzwi i kierunkiem jaki wybrałem była moja sypialnia. Chciałem się tylko położyć i zasnąć.

*kilka godzin później*

Obudziło mnie rażące słońce wpadające przez moje okno. Jaki jestem głupi, trzeba było je zasłonić! Wstałem z zamiarem zjedzenia czegoś. Poszedłem do łazienki, żeby najpierw się umyć, ponieważ jak wróciłem nie fatygowałem się, żeby się przebrać. Poszedłem spać w ciuchach, w których byłem. Byłem zbyt zmęczony, napity i naćpany, żeby zastanawiać się nad czymkolwiek. Kiedy doszedłem do łazienki poczułem, że nie czuję się najlepiej i zdążyłem tylko doczłapać się do toalety, ponieważ cały wczorajszy alkohol miał ochotę zamienić się w wymioty. KURWA! Następne co poczułem to potworny ból głowy i o dziwo prawej ręki. Co się, kurwa wczoraj stało? Biłem się z kimś? Fuck, nie pamiętam… Ostatnie co pamiętam to rozmowa z Zaynem w Jego domu na temat naszej umowy. Wspomnienia w mojej głowie były bardziej rozpierdolone niż mi się wydawało i wszystko zaczęło docierać do mnie dopiero po jakimś czasie. Mimo wszystko jednak zebrałem się w sobie, wykąpałem i poszedłem do kuchni w poszukiwaniu jedzenia. Zacząłem jeść i spojrzałem na telefon, na którym było 6 nieodebranych połączeń. Wszystkie od Nialla. Czyżby koleś chciał do mnie przyjść? Wreszcie mój stary znajomy postanowił mnie odwiedzić, tyle że to nie jest najlepszy czas. Nie chciałem oddzwaniać, ale nagły dźwięk mojego telefonu mnie przestraszył. KURWA MAĆ, znowu do mnie dzwoni!

- Halo?
- Harry, stary gdzie ty się podziewasz? – w tle słychać było trzeszczenie kół.
- Jak to gdzie, Horan? Pomyśl. Może w domu, co? – warknąłem. Bardzo, bardzo chciałem, żeby się odpierdolił.
- Co ty taki spięty? Mogę wpaść mam do Ciebie sprawę! – nagle całe tło wokół niego ucichło. Gdzie on kurwa był?
- To nie najlepszy pomysł, Niall. Kiedy indziej albo najlepiej nigdy… - już chciałem się rozłączyć, ale usłyszałem Nialla głośno wołającego CZEKAJ! Nigdy tak nie robił, więc to musiało być coś poważnego.
- Czego chcesz?
- Spotkałem dzisiaj twoją mamę. Pytała się o Ciebie. – powiedział i znowu usłyszałem trzeszczenie kół. ZARAZ ZARAZ, CO?! Moja matka pytała się o mnie? Co ją to nagle obchodzi?
- Co, kurwa?
- TWOJA MAMA PYTAŁA SIĘ MNIE O CIEBIE, czego nie rozumiesz? – zapytała jak gdyby nigdy nic. To była kobieta, która wyrzuciła mnie z domu po tym jak dowiedziała się, że handluję narkotykami. Nie wiem jak się dowiedziała, że znam Nialla, nie wiem po co pytała się o mnie…
- Możesz do mnie przyjechać. Będę czekał u mnie w domu, Horan. Na razie. – powiedziałem szybko i rozłączyłem się. Musiałem, po prostu musiałem dowiedzieć się jak i dlaczego ona mnie znalazła i dlaczego poszła akurat do Nialla?

*2 godziny później*


Czekałem na Niego cały czas zastanawiając się czego ta kobieta mogłaby od niego chcieć. Przez głowe przeszła mi praktycznie każda myśl. W końcu usłyszałem pukanie do moich drzwi wejściowych, podszedłem spokojnie, otworzyłem a moim oczom ukazał się Niall. Był ubrany w jeansy i luźny niebieski T-shirt. Wpuściłem go i nie cackałem się z pytaniem o herbatę, tylko od razu przeszedłem do rzeczy.

- Co się stało, Niall.
- Twoja mama się mnie o ciebie pytała, kazała mi powiedzieć Ci, żebyś do niej zadzwonił bo ma do Ciebie ważną sprawę. - mówiąc podszedł do krzesła przy stole i usiadł na nie 
- Stary, wyglądała strasznie... To nie była kobieta kwitnąca i szczęśliwa, jestem pewien, że coś jest nie tak, dlatego tak szybko chciałem się z Tobą spotkać. - przechylił głowę, czekając na moją reakcję. Jego oczy były zimne, a mnie poważnie zamurowało. Nie wiem co powinienem powiedzieć. Wziąłem do ręki wodę z blatu, przy którym stanąłem kiedy Niall wszedł do kuchni i wypiłem duszkiem całą butelkę. Przetarłem ręką twarz i popatrzyłem na niego. Siedział jakby nie wiedział co powiedzieć. Ja wreszcie postarałem się wydusić z siebie podziękowanie.
- Dzięki stary. - mówiąc to podrapałem się niezręcznie po karku. 
- Nie ma sprawy, ja będę się już zbierał. - wstał i zaczął iść w kierunku drzwi, kiedy uderzyło mnie pytanie, które chciałem mu zadać jeszcze przez telefon.
- Niall? Gdzie byłeś jak ze mną rozmawiałeś? - podszedłem do niego przytrzymując drzwi, tak żeby nie mógł opuścić mojego mieszkania. 
- Byłem na zewnątrz, Harry. Na zewnątrz. - Pociągnął mnie za rękę, a ja biorąc pod uwagę wczorajsze promile nie byłem w stanie utrzymać drzwi i po prostu pozwoliłem mu wyjść.

Sam zebrałem się w sobie, żeby iść tam. Iść do miejsca, w którym nie było mnie od kilku dobrych lat. Odwiedzić miejsce, z którego zostałem wyrzucony. Ubrałem buty, wziąłem klucze, portfel, telefon i wyszedłem z domu. Nie spodziewałem się, że będę pamiętał tą drogę aż tak dokładnie. Znałem każdy szczegół. Mimo, że moje mieszkanie było na drugiej części miasta, to im bardziej się zbliżałem, tym bardziej wszystko mi się przypominało. Przystanąłem na dróżce do mojego domu. Doskonale pamiętam jak opowiadali nam dawno temu jak mama znalazła to miejsce i po prostu wiedziała, że to miejsce będzie dobre do wychowania się dzieci. Słabo się uśmiechnąłem przemierzając tą dróżkę przypominając sobie wszystkie wspomnienia, które mieliśmy tu razem z Gemmą. Byłem zdziwiony że po tylu latach nic, kompletnie nic się tu nie zmieniło. Dotarłem na miejsce i przystanąłem. Popatrzyłem na ten sam dom i w tym samym momencie wybiegła z niego Gemma. Wyrosła, zmieniła się, wyładniała, ale poznałem ją bez żadnego problemu. Skoczyła mi na ramiona, a ja bez najmniejszego zawahania odwzajemniłem uścisk.Staliśmy tak dłuższą chwilę, a kiedy wreszcie Gemma pozwoliła mi zaczerpnąć powietrza zauważyłem kobietę, która podobno była moją mamą. Wyglądała dokładnie tak jak opisywał ją Niall. Wyglądała na bardzo zmęczoną i prawdopodobnie chorą. Podszedłem do niej a ona od razu objęła mnie delikatnie, ale wiedziałem, że dla niej to i tak był już duży wysiłek. Staliśmy tam w kompletnej ciszy po prostu się do siebie przytulając aż w końcu Gemma się odezwała.

- Harry, nie chciałbyś wejść do środka. - popatrzyła pytającym wzrokiem na mamę, a ta tylko skinęła głową i pociągnęła mnie w stronę drzwi.

 Nie byłem w stanie wydusić z siebie ani słowa, przy nich byłem po prostu bezbronny.To dziwne, biorąc pod uwagę to jaki jestem... Kiedy wszedłem do domu moje nozdrza uderzył zapach świeżo upieczonej szarlotki. Zawsze pachniało tu jedzeniem. Rozglądałem się po każdym miejscu i wszystko było dokładnie tak samo, jak ostatnio kiedy tutaj byłem. Wszedłem do kuchni i usiadłem na krześle barowym uprzednio sadzając moją mamę. Widziałem, że każdy ruch sprawiał jej trudność i bolało mnie to, że nie powiedział mi wcześniej, że jest coś nie tak. Przecież mógłbym jej pomóc! Gemma pokroiła ciasto, rozłożyła talerzyki i wreszcie zebrałem się na odwagę, żeby coś powiedzieć.

- Dlaczego mnie szukałaś? - zabrzmiałem chyba bardzo zdesperowanie, za bardzo.
- Chciałam, żebyś nas odwiedził, Harry. Bardzo dawno się nie widzieliśmy. - powiedziała, chciała powiedzieć jeszcze coś, ale puknąłem pięścią w blat gwałtownie wstając.
- Nie kłam! Widzę, że coś jest nie tak! - krzyknąłem tak głośno że widziałem, że Gemma się wzdrygnęła.
- Mama jest chora, Harry. Przestań ją denerwować i uspokój się! - krzyknęła. Widać, że nie przestraszyła się mojego ostrego tonu. Była wręcz tak samo ostra jak ja. Widać, że moja krew! Znaczy, że moja rodzina.
- Co jest? - momentalnie się uspokoiłem i opadłem z powrotem na krzesło. 
- Mama ma raka szpiku. Trzeba się nią zajmować i ja sama nie daję sobie rady, a ty w końcu jesteś moim bratem i Jej synem. prawda?
- Nie od kiedy mnie wyrzuciła z domu i powiedziała, że nie jestem już jej synem. Powiedziała, że mnie nie potrzebuje. Nie wiem czy należę jeszcze do tej rodziny. - powiedziałem, zsunąłem się z krzesła i zacząłem zmierzać w kierunku drzwi wyjściowych. 

To wszystko, ona mnie nie przeprosiła, poprosiła o pomoc, ale jej słowa wyryły się w mojej pamięci tak głęboko, że nie byłem w stanie od tak po prostu jej tego wybaczyć.



~~~~~~~~~~~~~~
No dobra, to ja teraz nie zbieram sama wszystkich pochwał czy co tam dla nas macie tylko uznam, że pisałyśmy to razem z Natalą i koniec :) To z góry już dziękujemy za komentarze i za wejścia, za odwiedzanie naszego bloga, za te 1000 wejść, no i za to, że czytacie ;) To do następnej soboty i mówię wam, będzie ciekawie ^^
Olivia i Natalia

sobota, 20 lipca 2013

Rozdział 6.



*perspektywa Harry’ego*

Wiedziałem, że po imprezie będę musiał jeszcze iść razem z Zaynem do Jego domu. To było oczywiste. Każdego dnia jest tam jakaś impreza. Ten koleś jest chodzącą maszyną do pieniędzy. Nigdy w życiu nie widziałem, aby Jego dom był pusty. Zawsze roiło się tam od ludzi. Zayn był podobny do mnie. Do nikogo się zbytnio nie przywiązywał, a zależało mu tylko na tym, żeby zdobyć kasę i mieć za co się najebać. Tak było kiedyś. Wchodząc powrotem do tego klubu nawiedziły mnie kolejny raz myśli o Louisie. Ten koleś utknął mi w głowie na dobre. Widzieliśmy się ledwo 2 dni, spał u mnie, nie znam go prawie wcale, a mimo to jak idiota nadal o nim myślę. Pora się zabawić, Harry. Podszedłem do baru, wcześniej upewniając się, że nie ma nigdzie w pobliżu Zayna i zamówiłem cholernie drogą wódkę. Usiadłem na krzesło barowe i wypiłem kilka kieliszków. Kiedy piłem kolejnego poczułem jak ktoś klepie mnie w ramie.

- Chyba pora przestać, nie uważasz? – zapytał dosyć głośno, a ja odwróciłem się, już chciałem powiedzieć, żeby nie wtykał nosa w nieswoje sprawy, ale zobaczyłem Zayna.
- Um… Tak, już mi wystarczy. Co dla mnie masz? 

Zapytałem równie głośno, próbując przekrzyczeć muzykę w tym klubie, która była cholernie głośna. Zayn skinął głową pokazując mi, że chce wyjść. Wstałem i udałem się za nim szybko wypijając ostatni kieliszek. Chciałem być kompletnie rozluźniony i gotowy do wskoczenia na konia sprzedaży. Kiedy wyszliśmy Zayn stanął pod jakimś sklepem naprzeciwko uprzednio upewniając się, że nikt nas nie widzi i zaczął mówić.

- To jest twoja część. Musisz sprzedać ją dzisiaj. Jak skończysz przyjdź do mojego domu i tam pogadamy o twojej pracy, jasne?

Powiedział bardzo szybko dając mi woreczek z prochami i odchodząc w stronę swojego domu. Zdążyłem tylko kiwnąć głową i poszedłem z powrotem na imprezę. Czas płynął dosyć szybko, a ja byłem już lekko ogłupiony alkoholem, który wypiłem wcześniej, ale znalazłem kilku chętnych. Sam miałem swój towar i zarobiłem całkiem sporo. Zostało mi nawet trochę na mnie. Szybko wyszedłem z klubu i zacząłem iść w stronę przeciwną niż powinienem. Udałem się do miejsca gdzie zawsze brałem. To miała być mała dawka i chciałem to zrobić szybko, ale wolałem żeby nikt mnie nie nakrył. Kiedy znalazłem się już przy starej szopie szybko tam wszedłem i położyłem woreczek na stół. Trochę mu się przyglądałem, w końcu chciałem wiedzieć co biorę. W końcu, po jakiejś chwili nabrałem trochę prochów na palec i zacząłem wciągać. To było to uczucie, którego teraz potrzebowałem. Wiedziałem, że muszę jeszcze iść do Zayna, ale miałem to w dupie, ponieważ potrafię myśleć logicznie nawet naćpany i nachlany. Jestem bardzo mądrym dilerem. Wziąłem tylko trochę, usiadłem na chwilę, żeby trochę się ogarnąć i wstałem. Drobne zawroty głowy przeszkodziły mi w swobodnym chodzie i idąc ulicą trochę się gibałem. Szybko jednak zacząłem rozumować. Niedługo potem zauważyłem wielką wille Zayna. Kiedyś ten dom był o wiele, wiele mniejszy. Ja pierdole. On tu ma nawet ochroniarzy. No dobrze mu poszło jak się rozstaliśmy. Przy moim mieszkaniu ten dom już z zewnątrz wygląda jak zamek… A chuj. Pora tam wejść. Szybko przeszedłem przez ochroniarzy. Byłem na liście. Nie wiem jak to zrobiłem, ale nie zapomniałem, żeby przyłożyć jednemu z nich… Po alkoholu robię się nadpobudliwy… Kiedy wszedłem do domu dopiero po chwili zauważyłem Zayna. Wyglądał inaczej niż ten z klubu. Tam miał na sobie dresy i skórzaną kurtkę, a tutaj jeansy, luźny czarny T-shirt i nieogarnięte włosy, które na pewno miały tak wyglądać. WYGLĄDAŁ ZARĄBIŚCIE! JAK MOGŁEM WCZEŚNIEJ TEGO NIE ZAUWAŻYĆ, ŻE JEST TAKI PRZYSTOJNY? Zaraz co?! Co ty pierdolisz, Styles. Te dragi uderzyły do twojego głupiego mózgu czy jak? Podszedłem do niego i chyba wyrwałem go z rozmowy, ale chuj z tym. Teraz ja chciałem z nim gadać i po prostu iść do domu.

- Kogo my tu mamy? Szybko Ci poszło, Harry. Już zapomniałem jaki jesteś dobry. Dużo zarobiłeś? – zapytał wyraźnie rozbawiony wcześniejszą rozmową, ale musiał spoważnieć. Teraz gadał o interesach. Trzeba było kurwa spoważnieć!
- Taaa… Sprzedałem wszystko czy to ważne ile zarobiłem? Nie chce Ci nic dawać, a dla Ciebie pracować, więc co Cię to obchodzi! – warknąłem. Irytuje mnie to jego cholerne rozbawienie.
- Chcesz dla mnie pracować? Wiesz z czym to się wiąże, prawda? – zapytał lekko podnosząc swoją lewą brew.
- Tak, doskonale wiem z czym to się wiąże i jestem na to w pełni przygotowany. Przecież i tak już nie mam co stracić, prawda? – ja również podniosłem moją lewą brew. Wszystko wiązało się z tym, że musiałem rzucać dla niego i jego imprez wszystko, co w danym momencie robiłem. Dzwonił do mnie zawsze z godzinnym uprzedzeniem, co pozwalało mu na to, że mówił tylko gdzie i ja musiałem tam być w przeciągu godziny.
- No, dobrze. Skoro tak, to cieszę się. Zostań tu jeśli chcesz, a ja jak będę dla Ciebie coś miał, to będę Cię informował telefonicznie. – już zmienił ton z rozbawionego, na ten który chciałem osiągnąć. DZIĘKI CI, KURWA BOŻE! Odwróciłem się i poszedłem w stronę baru. Podobno w tym domu wszystko jest za darmo, a ja ponieważ chciałem się upić, planowałem zrobić to właśnie tutaj i właśnie teraz.

*z perspektywy Lou*

-A co ja mam robić? - spytałem niepewnie Kacpra
-Ty będziesz musiał wejść do domu i ukraść najcenniejszą rzecz Zayna - powiedział patrząc na chłopaków
-Czyli jaką? - zapytałem się ale nie usłyszałem żadnej odpowiedzi - Pytam się! 
-Pewną figurkę. - odpowiedział po chwili Zenek
-Po jakąś głupią , niepotrzebną figurkę będziemy włamywać się do najbogatszego gościa w mieście?
-To nie jest byle jaka figurka.
-Więc jak?
- czekałem na ich odpowiedz , usiadłem wygodnie w fotelu
-Może i wygląda jak jakaś figurka z bazaru - pokazał mi Kacper zdjęcie - Ale od środka jest wykonana ze złota. Całość jest warta kilkanaście tysięcy złotych. Na dodatek jest to pamiątka po jego zmarłej dziewczynie. - popatrzył się na trzeciego chłopaka którego imienia nie pamiętałem - Zayn nikomu nie pozwoli mu jej dotykać. Jest schowana w jego pokoju do którego kluczyk ma tylko on.
-Więc jak się tam dostaniemy?
- coraz bardziej nie podobał mi się ten plan i chciałem z niego zrezygnować
-Wyważymy drzwi. Nic trudnego. Po prostu mamy dziś jedyną okazje to zrobić.
-Chłopak będzie dziś w barze. Razem ze swoimi kumplami więc chata jest wolna .
- dodał Kacper
-Kiedy mamy iść?
-Za kilka godzin. Zadzwonimy do Ciebie.


*kilka godzin później*

Ruszyliśmy w kierunku wielkiego białego domu . Mieszkanie Malika znajdowało się w najbogatszej dzielnicy Londynu . W okół domu znajdował się wielki mur z kamienia .

-Musimy pokonać ten wielki mur. - rozkazał Kacper

Nikt nie wie ale mam lęk wysokości . Z wielką trudnością pokonałem murek i przeskoczyłem na drugą stronę . Przede mną stał Kacper a za mną Zenek . Poszliśmy tylko w trójkę , bo nie chcieliśmy robić wielkiego zamieszania w domu i na wszelki wypadek jakby ktoś nas przyłapał lepiej uciekać w mniejszym gronie ...
Przed nami stał ogromny dom w którym pomieściło by się około 100 osób . Schowaliśmy się za niewielki mały budynek znajdujący się na posiadłości pana Malika .

-Teraz pójdziemy od lewej strony ponieważ tam nie ma kamer!

Zgodnie ze słowami Zenka skierowaliśmy się w podany kierunek . Dom Malika różnił się od pozostałych domów . Na jego wielkim ogródku znajdował się basen wielkości kilku moich. A podobno to ja jestem ten pan bogaty... Obeszliśmy go na około, co zajęło nam sporo czasu, ponieważ basen na prawdę był ogromny. Z daleka zauważyłem małe drzwi, które były mało widoczne, ale zauważalne. Chciałem się dobrze rozejrzeć, ale nie każdy by je zauważył. Przypuszczałem, że to jakieś dodatkowe wejście do domu, piwnica albo coś. Moje przypuszczenia się potwierdziły, kiedy podeszliśmy bliżej. Drzwi były zamknięte ma małą kłódkę. Jak to możliwe, że tak bogaty koleś tak źle zabezpieczył to wejście do swojego domu? Zacząłem się nad tym zastanawiać, a Kacper wziął do ręki duży kamień i przywalił z całej siły w kłódkę, która bez najmniejszego problemu odtworzyła się.

-Teraz twoja kolej chłopie - powiedział Zenek do mnie
-My będziemy Cie "osłaniać". Rób to wszystko co ustaliliśmy - dopowiedział Kacper

Pokiwałem im na znak "TAK" i wszedłem do apartamentu Zayna . Piwnica był wielki bałagan. Po jednej stronie znajdowała się komoda . Podszedłem do niej i otworzyłem ją. Znalazłem tam coś czego bym się nie spodziewał , że należy właśnie do niego. Otworzyłem futerał i wyciąłem gitarę. Otarłem ją z kurzu po czym odłożyłem ją przy wejściu. Mi też coś się należy za robotę. Przynajmniej będę miał gitarę na pamiątkę... Ruszyłem w kierunku drzwi od mieszkania. Wszedłem do domu chłopaka. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy był wielki salon. Poszedłem do niego i zauważyłem wielką kupę białego proszku w małych woreczkach. Czyżby Malik handlował prochami? Chwyciłem kilka torebeczek do ręki i schowałem je do kieszeni . Nie chciałem już zwiedzać dalej jego "cudownego" domu . Jestem tu po figurkę więc skierowałem się do pokoju w którym ona się znajdowała . Wszedłem po schodach na drugie piętro domu i weszłem do pokoju . Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to wielki obraz na którym znajdował się on . ZAYN . Ten chłopak jest stuknięty !
Chwyciłem figurkę która znajdowała się na szafie koło książek . Chwyciłem ja do ręki po czym schowałem za pasek od spodni przykrywając ją koszulą . Zamknąłem ostrożnie drzwi żeby nie narobić hałasu i szedłem powoli po schodach gdy usłyszałem czyjeś głosy. Schyliłem się na taką wysokość, żeby zobaczyć kto tam jest. Jedną osobą był wysoki ciemno skóry chłopa, po chwili zorientowałem się, że to jest koleś z obrazu. O FUCK!!!


~~~~~~~~~~
No i jest 6 rozdział!  Wiecie, że to już ponad 900 wejść? :O Bardzo, bardzo dziękujemy i zapraszamy ponownie! To do następnej soboty i prosimy o mnóstwo komentarzy!!
Natalia i Olivia

Ej, czy tylko ja mam takiego pietra o to co się teraz wydarzy?!
Olivia :)

sobota, 13 lipca 2013

Rozdział 5

*perspektywa Harry’ego*

Chuj wie, która godzina była kiedy się obudziłem. Było jasno, a ból głowy i kac od razu po otworzeniu moich oczu dały o sobie znać. Słyszałem dosłownie każdy ruch i tak cholernie mi przeszkadzał. Miałem ochotę zabić muchę, która latała nawet przed moim oknem. Wstałem w poszukiwaniu jakichś tabletek na głowę. Kiedy doszedłem do kuchni zauważyłem na stole butelkę od wczorajszej wódki i karteczkę pod nią. Szybko ją przeczytałem, chociaż ból głowy sprawiał mi ogromne trudności w myśleniu, to zrozumiałem, że Louisa nie ma i, że prędko nie wróci. O, no zapomniałbym, zajebał mi ubrania… Czy on wczoraj serio powiedział mi, że chciałby umrzeć? Popierdoliło mu się w tej Jego bogatej dupie czy jak? Z resztą nie mógł pójść daleko, to chociaż pójdę sprawdzić czy sobie ten delikatny tyłeczek poradzi „na ulicy”. Wziąłem tabletki, zjadłem śniadanie i ponieważ musiałem wyjść ubrałem się i wyszedłem z domu uprzednio upewniając się, że mam klucze, portfel i telefon. Szukałem tego młodego kilka godzin, ale nie udało mi się go odnaleźć. Nie miałem już zwyczajnie ochoty i siły, żeby przeczesywać całe miasto w poszukiwaniu jakiegoś tam chłopaka… Stanąłem na ulicy i zastanawiałem się gdzie pójść. Niespodziewanie mój telefon zaczął dzwonić w tylnej kieszeni moich spodni. Podniosłem go i przyłożyłem do ucha.


- Słucham? – zapytałem dosyć wkurwiony, w końcu bezskutecznie szukam jakiegoś typka po ulicy od ostatnich kilku godzin…
- Harry? Gdzie ty się podziewasz? – usłyszałem głos mojego starego znajomego „po fachu”
- Jestem…. A co Cię to obchodzi, po prostu powiedz mi czego chcesz, Zayn? – wysyczałem, ponieważ wiedziałem, że dzwoni tylko w jakiejś sprawie. Zwyczajnie chce, żebym coś dla niego zrobił, a ja nie miałem na to ochoty.
- Mam do Ciebie pewną sprawę, która jest bardzo dobrze opłacalna! – powiedział to ze stoickim spokojem i trochę podwyższył swój głos, kiedy usłyszał, że ciężko dyszę, ponieważ zacząłem iść, biec. 
- Powiedz mi co dla mnie masz i nie owijaj w bawełnę, wiem że obaj mamy cenny czas, więc się streszczaj! 
- Po prostu mamy bardzo dużą imprezę w centrum i chciałbym, żebyś tam poszedł. – ponownie bardzo spokojny i pewny siebie. Nienawidzę tego gnoja.
- Po chuj ja Ci tam jestem potrzebny, Malik? – zapytałem wyraźnie wkurwiony. Wiem, że mogę zarobić, ale po wczorajszym „imprezowaniu” nie miałem ochoty spędzać nocy w klubie, bardzo głośnym i tłocznym klubie handlując jeszcze z takimi idiotami jak tamten Louis… No wkurwień się jeśli spotkam kogoś jak on, ale potrzebna mi forsa, więc nie ważne jak bardzo nie chce mi się tam iść, muszę. 
- Gdzie i o której, konkretnie i powiedz mi co chcesz w zamian? – zwolniłem, chcąc skupić się tylko i wyłącznie na odpowiedzi.
- Byłeś w tym klubie Harry, kilka dni temu razem z Kate, widziałem Cię tam, biłeś się chyba, a potem przyjechały tam gliny, pamiętasz? – O KURWA ! Klub Louisa funkcjonuje i ja mam tam iść, jako koleś od marychy? To dobre!
- Doskonale pamiętam, o której? – zapytałem z małym uśmieszkiem na twarzy.- Przyjdź na 21. – Odpowiedział Zayn i wiedziałem, że teraz on się uśmiechał, bo dostał to, czego chciał. MNIE.
- A czego chcesz Malik? Czego chcesz w zamian? – zapytałem pukając w ścianę budynku, przy którym akurat stałem butem.
- Chcę połowy zysków lub stałego pracownika. – wiedziałem! Wiedziałem, że będzie chciał mnie wykorzystać na więcej razy, niż tylko ten. Towar to ona ma dobry. Nie wiem, czy chciałem się w to zagłębiać. A w sumie, nic się nie stanie, jak będę miał więcej towaru. Więcej pracy, to więcej kasy, a więcej kasy to lepsze życie. WCHODŹ W TO STYLES, ZANIM ON SIĘ ROZMYŚLI, CHUJ, ŻE GO NIE LUBISZ, KASA!
- Mamy podpisać jakąś umowę? – zapytałem, lekko rozbawiony. Wiedziałem doskonale, że ucieszy się z nowego pracownika. A ja z dodatkowej kasy. 
- Nie, po prostu bądź. – powiedział bardzo szybko i rozłączył się.


Po skończeniu rozmowy włożyłem telefon z powrotem do tylnej kieszeni i udałem się w stronę mojego mieszkania. Towar miałem dostać, ale w końcu musiałem się przygotować. Wracam do mojego ulubionego handlu i miałem zamiar dzisiaj się także trochę zabawić. Zapomnieć o tym, co się stało przez ostatnie dni i po prostu posprzedawać i po imprezować. W końcu jestem młodym, przystojnym chłopakiem i nie zamierzam marnować swojego życia, przez jakąś tanią dziwkę lub kolesia, któremu zebrało się na wyznania. To fakt, chciałem mu pomóc, ale jak nie chce, to się nie będę kurwa niepotrzebnie wysilał. Kiedy wszedłem do mieszkania wyszykowałem się i poszedłem na spotkanie z Malikiem.


*perspektywa Louisa*

Kiedy wyszedłem z domu Harry’ego czułem się wolny. Co prawda nie miałem pojęcia dokąd powinienem iść, ale WOLNOŚĆ to to czego potrzebowałem. Wreszcie to ja mogłem decydować co zrobię, a nie rodzice. Tak, to prawda jestem dorosły, ale moi rodzice zawsze mówili mi co mam robić, a ja byłem zbyt słaby żeby im odmówić, więc wolałem po prostu przystać na to co mówili. Szedłem po prostu przed siebie. Moją głowę nachodziło wiele myśli, głównie te, gdzie ja się teraz podzieję, ale wolałem o tym nie myśleć. Szedłem przez ulicę ze spuszczoną głową i wpadłem na jakiegoś kolesia. Oboje byliśmy zamyśleni, jak widać.

- Uważaj jak leziesz, kurwa! – powiedział po chwili, kiedy zorientował się, że we mnie uderzył.
- Przepraszam. 


 Mruknąłem i dopiero teraz mu się przyjrzałem. Był całkiem przystojny. 
Wysoki, o brązowych włosach i oczach, ubrany w jeansy i ciemną kurtkę, serio wyglądał bardzo dobrze w opinającej jego mięśnie skórzanej kurtce. On także dopiero podniósł na mnie wzrok i widziałem, że uważnie mi się przyglądał. Widziałem na Jego ustach delikatny uśmieszek i zacząłem się zastanawiać CO ON SIĘ TAK CIESZY?

- Jak masz na imię? – wyparował po chwili, patrząc w moje rozbiegane oczy. Co gościa, na którego wpadłem na ulicy obchodzi jak mam na imię?
- Co Cię to obchodzi? – odwróciłem się i chciałem pójść w przeciwnym kierunku, ale mnie powstrzymał. 
- Mam dla Ciebie robotę, ale jak widzę Cię to nie interesuje… - widać było w Jego oczach… ZARAZ NIC NIE BYŁO WIDAĆ…
- Jaką robotę? – zapytałem, a nie wiem sam dlaczego…
- Najpierw mi powiedz jak masz na imię. Ja jestem Liam. – powiedział i wystawił do mnie rękę, pewnie abym ją uścisnął…
- Louis. – Powiedziałem i szybko złapałem i uścisnąłem rękę chłopaka.
-Podobno masz jakąś robotę dla mnie ? - chciałem się w końcu dowiedzieć o co mu chodzi, każdy grosz się przyda na dodatek teraz jak nie mam kasy od rodziców…
-Chciałbym dołączyć do mojego gangu? - mówiąc to przecierał palcami po ustach
-Nawet jeśli chciałbym to pewnie mam coś w zamian zrobić?
-Taak i oto twoja robota - powiedział - Na ulicy nie będę o tym gadał, chodź!


Chłopak chwycił mnie za ramię i popchał przed siebie. Mijaliśmy kolejne uliczki i co chwile ktoś nam się przyglądał . Zdarzało się że niektórzy jak zobaczyli Liama uciekali lub chowali się przed nim. Czy on jest aż taki groźny? Przecież wygląda na grzecznego i bardzo dobrego chłopaka, ale to może tylko tak wyglądać na pierwszy rzut oka. Szliśmy tak przez kilkanaście minut. Nie miałem pojęcia dokąd. Zaczęło mnie to przerażać, ale nie miałem czasu się nad tym zastanowić, ponieważ Liam stanął i odwrócił się w moją stronę. Spojrzał na mnie i zapytał.


- Wiesz gdzie jesteśmy?
- No niby skąd mam to wiedzieć? 
- Ooooo… Wygadany, lubię takich – uśmiechnął się i znowu przetarł palcami po wargach. To JEGO JAKIŚ NAWYK CZY CO?! W sumie, to nawet całkiem fajnie wygląda… Zaraz, zaraz, co?
- Zabieram Cię do reszty chłopaków. Tam dowiesz się wszystkiego, co powinieneś. – powiedział, po chwili ciszy i znowu się odwrócił i zaczął iść. Chwilę minęło zanim przez wysoki płot trafiliśmy do tego magazynu. Musiałem przejść przez płot ! W środku było całkiem normalnie. Jeśli wnętrze magazynu i jednocześnie siedzibę gangu. Szybko zauważyłem 2 kanapy i 4 chłopaków siedzących na nich. Liam był chyba ich szefem, skoro to on mnie tu przyprowadził i skoro wszyscy na nas czekali… Chłopak od razu wszedł, przywitał się z wszystkimi tradycyjną sztamą i usiadł. Trochę mnie zamurowało i nie do końca wiedziałem, co powinienem zrobić… Uciec? Usiąść? Stać? Moje ciało samo wybrało ostatnią opcję i po prostu przyglądałem się temu co robią. Po chwili odezwał się jeden z nich.


- Kto to jest, Liam? – spojrzał na mnie, a potem powrotem na Liama.
- To panowie jest Louis. Pomoże nam w naszym dzisiejszym planie. – powiedział i spojrzał na chłopaków siedzących na kanapach porozumiewawczym​ wzrokiem - Będziecie musieli mu wytłumaczyć co ma zrobić, bo ja mam jeszcze coś do zrobienia. – Powiedział i wyszedł z magazynu, zostawiając mnie tam kompletnie samego. Znaczy nie samego, ale z NIMI.
- Jestem Peter. To jest Kacper, Oliver i Zenek. 


Powiedział kolejno wskazując na chłopaków siedzących na kanapie. Kiedy po chwili wszyscy wstali zauważyłem jak wielcy i napakowani są. Nie zdziwiłbym się, jeśli okaże się że są ze 3 razy szersi ode mnie. CO JA TU ROBIĘ?! Wszyscy poszli do pokoju z tyłu magazynu, gdzie na wielkim stole leżał plan jakiegoś domu. Po planie mogłem stwierdzić tylko, że był gigantyczny, bo miał kilka pięter i miliony pokoi na każdym piętrze. NIE PRZESADZAM ! TO MUSI BYĆ DOM JAKIEGOŚ CHOLERNIE BOGATEGO KOLESIA… Stanąłem z boku, ale Zenek podszedł do mnie i pociągnął bliżej stołu. 

- To jest dom pana Malika – powiedział Oliver i zerknął tylko kantem oka na Kacpra upewniając się, że NIE WIEM CO, ALE NA NIEGO ZERKNĄŁ.


~~~~~~~~~~
Dziękujemy za 4 obserwujących i za to , że chce wam się jeszcze czytać .
Bardzo nam zależy na waszych komentarzach !
Następny rozdział pojawi się za tydzień . Oczywiście jak ja (Natala) się nie spóźnię znowu ...

Olivia&Natalia

sobota, 6 lipca 2013

Rozdział 4.



*perspektywa Harry’ego*

Wiem, kurwa doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że nie powinienem się wtrącać, że nie powinienem pytać o to skąd Louis zna Nialla, ale to nie moja wina, że mam ciekawską naturę i w ogóle nie umiem tego opanować. Widziałem, że pytanie, które mu zadałem kompletnie go zaskoczyło, próbowałem się opanować przez całe zakupy, ale ja po prostu nie umiałem dusić tego w sobie. Po chwili ciszy i przenikającym spojrzeniu jakie otrzymałem od chłopaka, postanowiłem zapytać kolejny raz.

- Powiesz mi skąd znasz Nialla czy nie powiesz i znowu będziemy siedzieć w tej ohydnej ciszy i się zastanawiać nad życiem? – zapytałem chyba dosyć groźnie, ale nie chciałem żeby to tak zabrzmiało…
- Nie będę opowiadał Ci o moich osobistych sprawach, więc się nie wtrącaj. Wiesz o mnie i tak już za dużo, o wiele za dużo. – powiedział kierując się w stronę mojego mieszkania.
- Masz spać w moim domu. To chyba logiczne, że chce się dowiedzieć czy mimo to, że jesteś tak strasznie bogaty nie jesteś jakimś psycholem, który mnie zabije w nocy. Mimo, że na takiego nie wyglądasz. – ostatnie zdanie mruknąłem cicho mając nadzieję, że nie usłyszy, ale moje szczęście było tak ogromne, że oczywiście usłyszał.
- Coś ty powiedział? – zapytał wyraźnie wkurwiony tym co powiedziałem.
- No proszę Cię, serio nie wyglądasz jak jakiś gangster z ulicy. Wyglądasz raczej na spokojnego chłopaka, który przez przypadek się zagubił. – powiedziałem uśmiechając się na samą myśl jak bardzo teraz wkurzyłem go moimi słowami.
 Myślałem, że wtedy się wkurzył? Teraz to się wkurwił! Miałem wrażenie, że rzuci na ziemie reklamówki z zakupami, które mu dałem i się na mnie rzuci z łapami, ale strzelam, że i tak nie umie się bić, a po za tym, to ja jestem silniejszy, większy no i umiem się bić, więc chyba nie ma co zaczynać.

- Nie życzę sobie, żebyś tak do mnie mówił. Niall to mój stary kolega ze szkoły i nie mam zamiaru do tego wracać, a teraz otwórz mi drzwi do mieszkania. – wysyczał przez zęby.

Zrobiłem posłusznie to co kazał i wpuściłem go pierwszego. Zachowałem się jak prawdziwy gentlemen przy damie swojego życia. Kiedy weszliśmy rozpakowałem zakupy i zacząłem gotować. Louis usiadł na krzesło w kuchni i wpatrywał się w okno. 
- O czym myślisz? – zapytałem widząc zadumaną minę chłopaka, no i trochę z nudów.
- Myślę o tym, gdzie mam jutro spać, bo zostaję tutaj tylko na jedną noc. – odpowiedział nie odwracając wzroku od okna. 

No wiedziałem, że mu się tu nie podoba. W duchu dziękowałem mu też za to, że zabiera stąd swój seksowny tyłek i wreszcie się go pozbędę ze swojego życia i wrócę do mojego, normalnego.

- Powiesz mi dlaczego zachowywałeś się tak dziwnie jak spotkaliśmy Niallera? – zapytałem po raz kolejny w ogóle nie zastanawiając się nad tym czy Louis może się wkurzyć. 

Tym razem gwałtownie odwrócił głowę w moją stronę, kiedy ja stawiałem już 2 pełne talerze spaghetti na stole.
- Po prostu nie lubiliśmy się, okey? – odpowiedział. Wiedziałem, że bardzo chce uniknąć tematu, ale ja chciałem się dowiedzieć jak najwięcej było możliwe. Po raz kolejny sam nie wiedziałem dlaczego.
- Dlaczego niby tak bardzo się nie lubiliście? – zapytałem jedząc makaron i zerkając tylko na łagodniejącą twarz chłopaka.
- Naśmiewał się ze mnie. – odpowiedział jak gdyby nigdy nic. 

Nie rozumiem dlaczego pytanie o samego Nialla tak go zdenerwowało, a kiedy zapytałem go co robił odpowiedział to ze stoickim spokojem. Zachowywał się jak baba z tymi swoimi humorami. Nawet Kate nie miała aż takich wahań nastroju.

- Jak to naśmiewał się z Ciebie? Przecież Niall jest kompletnie nie groźny. Przecież Jego nawet nie idzie się bać. – powiedziałem wciąż jedząc makaron. Byłem strasznie głodny.
- No normalnie. Nie byłem typem gościa, którego wszyscy w szkole lubili, więc jak Cię nie lubią to się z Ciebie śmieją, czego tutaj nie rozumiesz? – zapytał zaczynając dopiero jeść. Widziałem w jego oczach pewien rodzaj tajemniczości. Wiedziałem, że nie mówił mi wszystkiego, czego się spodziewałem, ale co takiego jeszcze mógł zrobić Niall?
- No, nie rozumiem dlaczego akurat Niall się na ciebie uwziął i nie rozumiem dlaczego nie mówisz mi wszystkiego. Jestem pewien, że nie tylko o to, że się z Ciebie naśmiewał, chodzi. Myślę, że tutaj chodzi o coś więcej. – spojrzałem na niego. 

Zauważyłem, że błękit Jego oczu nie jest taki jak zawsze, a zrobił się ciemniejszy. Jego oczy były zimne. Nie do końca wiedziałem jak zareaguje na moje dedukowanie, ale sam byłem z siebie kurewsko dumny, że zamknąłem go w takiej sytuacji. Sytuacja bez wyjścia, Tomlinson. Teraz już musisz mi odpowiedzieć. Mówiłem, że sobie pogramy w tą grę, sam chciałeś, to teraz proszę bardzo. Grajmy!

*Perspektywa Louisa*

Nie mogłem mu powiedzieć całej prawdy . Nie może wiedzieć czemu taki jestem czemu boje się ludzi a w szczególności Nialla... Co go to w ogóle interesuje. Najlepiej jakby zajął się swoim życiem a nie wtrącał w moje.

-Odpowiedz na moje pytanie!
-Co się w ogóle interesuje czemu boje się Nialla? - Zapytałem go.
-Bo to dziwne, on jest nie groźny - zaczął się głupi śmiać.
-Niegroźny? Ty chyba sobie kpisz. Jakbyś Ty się czuł wchodząc codziennie do szkoły i tylko modlił o to żeby Cie nie znalazł? Jakbyś się czuł gdybyś codziennie był poniżany, bity i wyśmiewany przez rówieśników? Co byś zrobił jakby wyzywali Cie od ciot, wieśniaków, kujonów, łamag i frajerów? - powiedziałem patrząc na niego.
- No właśnie, nic! Nie wiesz co ja czułem wtedy i czuje nadal jak widzę tego pieprzonego blondyna na ulicy! Nie wiesz i nigdy się nie dowiesz.
-Emm... Lou przykro mi z tego powodu.
-Przykro Ci? Jak ci może być przykro? Do cholery Harry czego Ty ode mnie chcesz? – zapytałem, a w oczach miałem łzy.
-Chce Ci pomóc. - podszedł do mnie.
-Mi się nie da pomóc. Jestem pieprzonym skurwielem. Jestem nikim! Nikim!
-Nie prawda...
-Harry bądźmy szczerzy. Gdybym wtedy nie kupił od Ciebie zioła, gdyby  policja mnie nie zatrzymała nie musiałbyś siedzieć tu ze mną... Widać, że Ci to nie idzie na rękę... Jestem nikim… - powtórzyłem kolejny raz
-Lou?
-Co chcesz? - chwycił mnie z nadgarstki
-Ałł - poczułem ból a chłopak podniósł moje rękawki
-Why? Lou? Czemu?
-Może jestem bogaty, może miałem wszystko czego zapragnąłem, ale nigdy nie poczułem miłości ze strony ojca i matki. Nigdy nie miałem przyjaciół. Zawsze byłem w szkole wyzywany od grubasów. Ludzie zadawali się ze mną dlatego, że miałem ładą bogatą siostrę. Wszystko dla kasy - przerwałem - jestem nikim, zrozum, nie warto się przejmować kimś takim jak ja - milczał - DZIEŃ MOJEJ ŚMIERCI BĘDZIE NAJSZCZĘŚLIWSZYM DNIEM
-Chcesz się zabić?
-Powiedź mi po co żyć? Ma to w ogóle jakiś sens? – płakałem, a chłopak nadal nie wiedział co powiedzieć.
- Marzenia trzeba spełniać?
-Tak, ale...
-Nie ma żadnego ale!
-Nie zrobisz tego? Lou! Nie możesz się zabić!
-Jeśli znajdzie się chodź jena osoba dla której warto żyć będę żył…

Powiedziałem i skierowałem się w stronę pokoju . Zostawiłem zdezorientowanego chłopaka samego. Nie wiem czemu mu o tym wszystkim powiedziałem. Może dlatego, że jest jedyną osobą która ze mną rozmawia? Jedyną osobą, która może mnie uratować! Położyłem się do łóżka, założyłem słuchawki, włączyłem muzykę, usnąłem...

Obudziły mnie promienie słońca wpadające przez okno wprost na moją twarz. Przebrałem się w ubrania chłopaka które znalazłem w szafie. Poszedłem do kuchni. Chłopak spał na kanapie, a na stole stała pusta butelka po wódce. Czyżby Harry nie wytrzymał i się upił? A może ma już dość mnie i chciał jakoś wszystko odreagować?

Wyciągnąłem z szafki długopis i kartkę. Napisałem krótką wiadomość do chłopaka:

Emm drogi Harry
Harry ! Nie wiem czemu Ci to wszystko powiedziałem. To był błąd! Muszę sobie wszystko przemyśleć . Nie szukaj mnie! Chodź tak pewnie tego nie zrobisz.  
Kiedyś wrócę!
                                      Lou

P.s. to nie ma sensu, JESTEM NIKIM!
P.s. Nie obraź się ale musiałem wziąć kilka twoich ubrań. Oddam Ci je…

Odłożyłem kartkę na stolik i położyłem na niej wódkę tak, żeby była w widocznym miejscu i żeby miał pewność, że chłopak ją znajdzie. Spakowałem kilka koszul chłopaka i spodni. Ubrałem buty i poszedłem przed siebie. Nie wiedziałem gdzie, po prostu chce iść jak najdalej stąd. Jak najdalej od Londynu...! Jak najdalej od całego mojego dotychczasowego życia… Jak najdalej od Harry’ego…?



~~~~~~~



Mamy już ponad 600 wejść na bloga za co bardzo, bardzo chciałyśmy wam podziękować. Wiemy, że ta część była smutna, przygnębiająca i po prostu nie poprawiająca humoru, ale jak wszędzie trochę dramaturgii musi być. Mamy nadzieję, że Wam się podoba, mamy ogromną nadzieję na komentarze i do następnej soboty :))
Natalia i Olivia