sobota, 10 sierpnia 2013

Rozdział 8

Niezauważalnie wymknąłem się przez okno znajdujące się w pokoju. Pobiegłem do chłopaków i oświadczyłem im, że wrócił Zayn wraz z Harrym ale są pijani i nic nie zauważą. Wziąłem jeszcze gitarę i skierowaliśmy się wszyscy w stronę powrotną. Po 10 minutach byliśmy już w naszej siedzibie gdzie czekał na nas Liam

- I jak? Udało się? - zapytał się
-Proszę - wyciąłem schowaną figurkę i mu ją podałem - Ale nadal nie wiem czemu ona jest dla was tak cenna 
-Może nie jest dużo warta ale strata jej sprawi ogromny ból Malikowi
-Czemu tak bardzo wam zależy na tym? Czemu chcecie go zranić? - zadawałem pytanie po pytaniu, po prostu byłem bardzo ciekawy
-Chłopcy zostawcie nas - skierował te słowa do Zenka i Kacpra
-Odpowiedz mi na to pytanie - usiadłem koło niego na kanapie
-Nie powinno Cie to interesować - chwyciłem za figurkę i podniosłem się
-Jeśli nie to ja sobie idę . Załatwiłem Ci figurkę, więc wyjaśnienia mi się należą
-A nie wystarczy Ci samo to, że będziesz należał do naszego gangu?
-Niee 
-Ale jesteś uparty . Dobra opowiem Ci to - usiadłem z powrotem na fotel i kiwnąłem głową na znak, że może zaczynać opowiadać
-Ja i Zayn byliśmy przyjaciółmi. Jednak z biegiem czasu przestaliśmy się dogadywać. On znalazł sobie lepsze towarzystwo. Zaczął zadawać się z podejrzanymi ludźmi a odstawił na dalszy plan. Rozmawiałem z nim o tym ale ten tylko się wkurzył. Gdy zagroziłem mu, że powiem o wszystkim jego rodzinie ten podrzucił mi do mieszkania kilo amfetaminy i zadzwonił na policje. Dostałem rok więzienia ale za dobre sprawowanie wyszedłem wcześniej. Tam właśnie poznałem Kacpra i Zenka ale to już inna historia
-Zemsta nic nie da - powiedziałem po wysłuchaniu Liama
-Może nie ale widok wkurzonego Malika to czysta przyjemność. Sam się o tym dowiesz
-Ale jedno mogę przyznać skurwiel to z niego jest 
-Ubieraj się idziemy - oznajmił mi chłopak
-Do mieszkania, do mnie

Ruszyliśmy. Wyszliśmy z zaniedbanego ciemnego budynku na świeże powietrze. Cały czas zastanawiałem się czemu właśnie Harry zadaje się z Zaynem? Czemu właśnie takie towarzystwo sobie wybrał? Co mu to da?
Mijaliśmy przechodnich którzy dziwnie patrzyli się na Liama. Widać było strach w ich oczach. Bali się go! Bali się drobnego, spokojnego chłopaka. A może to tylko pozory? Może oni znają go bardziej niż ja? Wiedzą co robi, czym się zajmuje?

-Nadal chcesz dołączyć do mojego gangu? - zapytał chłopak gdy wchodziliśmy do zadbanego, wielkiego bloku. Wsiedliśmy do windy. Pojechaliśmy na 14 piętro. Wszystko było zadbane. Nie czuć było tego smrodu który znajdował się na klatce Harrego. Widać ludzie dbali tu o dobrą atmosferę i warunki dla mieszkańców.
-Nie wiem sam. Ja się tu raczej nie nadaje. To nie dla mnie 
-Czemu? Jesteś odpowiedni
-Jestem zbyt miły. Dopiero co ukradłem figurkę a mam już wyrzuty sumienia. Nie powinienem tego robić
-Oddaj krew albo pomóż komuś. Przejdzie Ci. Też tak miałem ale tym bardziej jeśli sprawiasz wrażenie miłego i sympatycznego nikt Cie o nic nie będzie posądzał. Uwierz mi - powiedział gdy wysiadaliśmy i skierowaliśmy się w kierunku jego mieszkania. Liam otworzył drzwi po czym wszedł, naśladując go zrobiłem to samo. Mieszkanie miał wielkie. Wszystko dobrze zgrane. Wystrój pasował do chłopaka. Po lewej stronie znajdowała się kuchnia a na przeciwko niej salon . Właśnie tam się skierowaliśmy. Usiadłem na kanapie a Liam dołączył do mnie po chwili. Miał ze sobą laptopa. Przysunął się do mnie i coś mi zaczął pokazywać
-Idź do tej kliniki. Oddaj szpik, bo jakiejś starej babce jest potrzebny i wróć tu do mnie 
-I co? Myślisz, że to coś da? Że zapomnę o tym, że kogoś okradłem? 
-Miejmy nadzieję, że tak - chłopak zaczął zapisywać coś na kartce - Tu masz adres kliniki do której masz się zgłosić 
-Emm dzięki - chwyciłem papierek i schowałem go do kieszeni
-Obróć się jeszcze do domu po jakiś dokument tożsamości, bo pewnie przy sobie nie masz - dopowiedział patrząc na mnie. Ehh jak Ty mnie dobrze znasz! Nigdy nie nosiłem ze sobą dowodu, bo nie miałem takiej potrzeby... Podziękowałem mu jeszcze raz i wyszedłem z mieszkania

------------------

Nigdy się nie spodziewałem, że będę musiał jeszcze kiedykolwiek odwiedzić to miejsce. Zatrzymałem się przed bramką. Wziąłem głęboko oddech i modliłem się w myślach żeby nie spotkać w domu ojca. Wpisałem kod do bramki. Drzwi się otworzyły. Nie zmienili jeszcze kodu? Dziwne, zawsze co miesiąc był zmieniany kod ...
Mijałem po kolei posągi znajdujące się w ogrodzie po czym skierowałem się do głównych drzwi domu. Otworzyłem delikatni drzwi tak aby nikt mnie nie zauważył. Przecisnąłem się przez nie niczym ninja i czym prędzej pobiegłem do swojego pokoju. Wszystko w nim znajdowało się w takim samym stanie jak ja go zostawiłem. Chwyciłem torbę znajdującą się pod łóżkiem i zacząłem pakować do niej najpotrzebniejsze rzeczy między innymi ubrania. Dalej miałem na sobie rzeczy Harrego. Przebrałem się po czym spakowałem jego rzeczy do worka przyklejając na nią karteczkę z adresem na który ubrania mają zostać wysłane. Wiedziałem, że sprzątaczka przyjdzie wysprzątać w moim pokoju, więc zobaczy "paczkę" i odeśle ją na wskazany adres.
Wziąłem jeszcze telefon i portfel. Zajrzałem do środku znajdował się w nim mój dowód i moja karta kredytowa. Miejmy nadzieję, że nie zablokowali mi jeszcze dostępu do konta . Przebrany i spakowany wyszedłem z domu dziękując, że nikogo nie było . Chwyciłem telefon do ręki i zadzwoniłem do taksówkę. Po 10 minutach znalazłem się już pod szpitalem gdzie miałem oddać szpik potrzebującej. Z spuszczoną
głową szedłem przed siebie. Błąkałem się po korytarzach szpitalnych. Nie wiedziałem gdzie mam w ogóle iść załatwić tą sprawę.

-Może panu w czymś pomóc? - zaczepiła mnie blondynka ubrana w fartuch. Musiała być pielęgniarką w tym szpitalu
-Gdzie mogę oddać ...

Przerwałem ponieważ zauważyłem kobietę średniego wzrostu około 50 lat. Wychodziła z sali szpitalnej . Miała na sobie okulary.Popatrzyła w moją stronę po czym spuściła głowę i ruszyła w przeciwnym kierunku

-Emm wie pani co to za sala? - zapytałem pokazując palcem
-Sala przyjęć. Wie pan przyjmujemy tam pacjentów 
-Dziękuje

Odpowiedziałem grzecznie i pobiegłem za kobietą, dogoniłem kobietę. Chwyciłem ją za ramię na co ona gwałtownie się obróciła

-Wiem, że to głupio zabrzmi ale jest pani podobna do mojej mamy
-Louu to ja - ściągła okulary, widać było jej wielki sinika pod okiem
-Kto Ci to zrobił? - oprócz sinika miała jeszcze pękniętą wargę
-Ojciec - potwierdziła moje słowa kiwnięciem głowy
-Czemu? 
-Odtąd co Ciebie nie ma ojciec wraca z pracy zdenerwowany i wyżywa się na mnie. Gdyby Ciebie wtedy nie zamknęli on nie musiałby zajmować się klubem i by tego nie było
-Chcesz powiedzieć, że to moja wina? 
-Nie synu, nie o to mi chodziło. On mnie kocha i Ciebie też.
-Zabije drania za to, że Ci to zrobił
-Nie mieszaj się w to. Najlepiej jak nas zostawisz - powiedziała po czym wyszła ze szpitala
-Zabije skurwiela obiecuje - udarłem się ale nie zwróciła uwagi na to

-----------------

I mamy 8 rozdział. Musieliście trochę poczekać ale mam nadzieję, że będziecie zadowolenie z tego rozdziału...


Przepraszam Olivie i dziękuje jej za motywowanie mnie i pisanie mi ciągle żebym wzięła się w garść i napisała rozdział . THANKS YOU OLI 
 

sobota, 27 lipca 2013

Rozdział 7.

*perspektywa Harry’ego*
Kiedy wszedłem do domu Zayna przytłoczyło mnie jego bogactwo. Tak długo minęło odkąd ostatnio go widziałem, a jak widać bardzo dużo się zmieniło. Znalazłem go, stojącego w salonie przy woreczkach z prochami. Był wyraźnie zdenerwowany.

- Zayn? – zapytałem zdezorientowany. Albo te dragi i alkohol, to jednak dla mnie za dużo, albo coś było nie tak… Chłopak odwrócił głowę i spojrzał na mnie poważnym spojrzeniem.
- Yeah?!
- Chciałem tylko powiedzieć, że potrzebuje forsy i, że idę do domu. Widzę, że impreza się skończyła, a ja chyba usnąłem na blacie… - Zayn tylko prychnął śmiechem i pokiwał głową.
- Coś tu nie gra, Harry. Brałeś coś stąd? – spojrzał na mnie, ponownie.
- Nie. Przecież Ci mówię, że usnąłem… Co się dzieje? – zapytałem, chociaż tak szczerze to mnie to nie obchodziło…
- Zginął stąd przynajmniej jeden woreczek.
- Zayn, powiedz mi kto normalny zostawia coś takiego na widoku? Każdy, dosłownie każdy mógł sobie coś stąd wziąć, więc nie rozumiem dlaczego akurat mnie o to posądzasz! – wkurwiłem się. No jak on mógł mnie posądzać o coś takiego? Ja nawet nie rozumiem co on miał z tego, że dla niego pracowałem. Nie dawałem mu przecież żadnej kasy, a dostawałem prochy za darmo…
- Bo to jest jedyny pokój, w którym nie ma kamer, a nic, nigdy mi stąd nie zginęło. A nawet jeśli, to ochroniarze przeszukują ludzi przed wyjściem, więc nic by się nie uchowało od tak, Harry. Jesteś pewien, że nic nie widziałeś? – wtedy usłyszałem cichy szelest na schodach. Obróciłem głowę w bok, żeby zobaczyć co to było, ale to co zauważyłem kompletnie zbiło mnie z tropu. Louis? Czy ja śnie? Dlaczego mój głupi mózg nie umie wyrzucić z siebie tego idioty? Przecież on kurwa, spierdolił. Nie ma go! Ogarnij się, Styles i przestań o nim myśleć. On już nie wróci i pogódź się z tym, cholerny idioto!
- Harry?! – Zayn krzyknął mi do ucha.
- Nie, Zayn. Nic nie widziałem. Mogę już stąd pójść? – warknąłem i zacząłem iść w stronę drzwi.

Trochę mi to zajęło, żeby przejść tą ogromną chałupę, ale w końcu doszedłem do drzwi, a kiedy tylko wyszedłem z domu zacząłem biec do mojego. Po drodze zauważyłem, że świtało, co oznaczało, że jest już koło 4 rano. Kiedy dobiegłem do domu szybko otworzyłem drzwi i kierunkiem jaki wybrałem była moja sypialnia. Chciałem się tylko położyć i zasnąć.

*kilka godzin później*

Obudziło mnie rażące słońce wpadające przez moje okno. Jaki jestem głupi, trzeba było je zasłonić! Wstałem z zamiarem zjedzenia czegoś. Poszedłem do łazienki, żeby najpierw się umyć, ponieważ jak wróciłem nie fatygowałem się, żeby się przebrać. Poszedłem spać w ciuchach, w których byłem. Byłem zbyt zmęczony, napity i naćpany, żeby zastanawiać się nad czymkolwiek. Kiedy doszedłem do łazienki poczułem, że nie czuję się najlepiej i zdążyłem tylko doczłapać się do toalety, ponieważ cały wczorajszy alkohol miał ochotę zamienić się w wymioty. KURWA! Następne co poczułem to potworny ból głowy i o dziwo prawej ręki. Co się, kurwa wczoraj stało? Biłem się z kimś? Fuck, nie pamiętam… Ostatnie co pamiętam to rozmowa z Zaynem w Jego domu na temat naszej umowy. Wspomnienia w mojej głowie były bardziej rozpierdolone niż mi się wydawało i wszystko zaczęło docierać do mnie dopiero po jakimś czasie. Mimo wszystko jednak zebrałem się w sobie, wykąpałem i poszedłem do kuchni w poszukiwaniu jedzenia. Zacząłem jeść i spojrzałem na telefon, na którym było 6 nieodebranych połączeń. Wszystkie od Nialla. Czyżby koleś chciał do mnie przyjść? Wreszcie mój stary znajomy postanowił mnie odwiedzić, tyle że to nie jest najlepszy czas. Nie chciałem oddzwaniać, ale nagły dźwięk mojego telefonu mnie przestraszył. KURWA MAĆ, znowu do mnie dzwoni!

- Halo?
- Harry, stary gdzie ty się podziewasz? – w tle słychać było trzeszczenie kół.
- Jak to gdzie, Horan? Pomyśl. Może w domu, co? – warknąłem. Bardzo, bardzo chciałem, żeby się odpierdolił.
- Co ty taki spięty? Mogę wpaść mam do Ciebie sprawę! – nagle całe tło wokół niego ucichło. Gdzie on kurwa był?
- To nie najlepszy pomysł, Niall. Kiedy indziej albo najlepiej nigdy… - już chciałem się rozłączyć, ale usłyszałem Nialla głośno wołającego CZEKAJ! Nigdy tak nie robił, więc to musiało być coś poważnego.
- Czego chcesz?
- Spotkałem dzisiaj twoją mamę. Pytała się o Ciebie. – powiedział i znowu usłyszałem trzeszczenie kół. ZARAZ ZARAZ, CO?! Moja matka pytała się o mnie? Co ją to nagle obchodzi?
- Co, kurwa?
- TWOJA MAMA PYTAŁA SIĘ MNIE O CIEBIE, czego nie rozumiesz? – zapytała jak gdyby nigdy nic. To była kobieta, która wyrzuciła mnie z domu po tym jak dowiedziała się, że handluję narkotykami. Nie wiem jak się dowiedziała, że znam Nialla, nie wiem po co pytała się o mnie…
- Możesz do mnie przyjechać. Będę czekał u mnie w domu, Horan. Na razie. – powiedziałem szybko i rozłączyłem się. Musiałem, po prostu musiałem dowiedzieć się jak i dlaczego ona mnie znalazła i dlaczego poszła akurat do Nialla?

*2 godziny później*


Czekałem na Niego cały czas zastanawiając się czego ta kobieta mogłaby od niego chcieć. Przez głowe przeszła mi praktycznie każda myśl. W końcu usłyszałem pukanie do moich drzwi wejściowych, podszedłem spokojnie, otworzyłem a moim oczom ukazał się Niall. Był ubrany w jeansy i luźny niebieski T-shirt. Wpuściłem go i nie cackałem się z pytaniem o herbatę, tylko od razu przeszedłem do rzeczy.

- Co się stało, Niall.
- Twoja mama się mnie o ciebie pytała, kazała mi powiedzieć Ci, żebyś do niej zadzwonił bo ma do Ciebie ważną sprawę. - mówiąc podszedł do krzesła przy stole i usiadł na nie 
- Stary, wyglądała strasznie... To nie była kobieta kwitnąca i szczęśliwa, jestem pewien, że coś jest nie tak, dlatego tak szybko chciałem się z Tobą spotkać. - przechylił głowę, czekając na moją reakcję. Jego oczy były zimne, a mnie poważnie zamurowało. Nie wiem co powinienem powiedzieć. Wziąłem do ręki wodę z blatu, przy którym stanąłem kiedy Niall wszedł do kuchni i wypiłem duszkiem całą butelkę. Przetarłem ręką twarz i popatrzyłem na niego. Siedział jakby nie wiedział co powiedzieć. Ja wreszcie postarałem się wydusić z siebie podziękowanie.
- Dzięki stary. - mówiąc to podrapałem się niezręcznie po karku. 
- Nie ma sprawy, ja będę się już zbierał. - wstał i zaczął iść w kierunku drzwi, kiedy uderzyło mnie pytanie, które chciałem mu zadać jeszcze przez telefon.
- Niall? Gdzie byłeś jak ze mną rozmawiałeś? - podszedłem do niego przytrzymując drzwi, tak żeby nie mógł opuścić mojego mieszkania. 
- Byłem na zewnątrz, Harry. Na zewnątrz. - Pociągnął mnie za rękę, a ja biorąc pod uwagę wczorajsze promile nie byłem w stanie utrzymać drzwi i po prostu pozwoliłem mu wyjść.

Sam zebrałem się w sobie, żeby iść tam. Iść do miejsca, w którym nie było mnie od kilku dobrych lat. Odwiedzić miejsce, z którego zostałem wyrzucony. Ubrałem buty, wziąłem klucze, portfel, telefon i wyszedłem z domu. Nie spodziewałem się, że będę pamiętał tą drogę aż tak dokładnie. Znałem każdy szczegół. Mimo, że moje mieszkanie było na drugiej części miasta, to im bardziej się zbliżałem, tym bardziej wszystko mi się przypominało. Przystanąłem na dróżce do mojego domu. Doskonale pamiętam jak opowiadali nam dawno temu jak mama znalazła to miejsce i po prostu wiedziała, że to miejsce będzie dobre do wychowania się dzieci. Słabo się uśmiechnąłem przemierzając tą dróżkę przypominając sobie wszystkie wspomnienia, które mieliśmy tu razem z Gemmą. Byłem zdziwiony że po tylu latach nic, kompletnie nic się tu nie zmieniło. Dotarłem na miejsce i przystanąłem. Popatrzyłem na ten sam dom i w tym samym momencie wybiegła z niego Gemma. Wyrosła, zmieniła się, wyładniała, ale poznałem ją bez żadnego problemu. Skoczyła mi na ramiona, a ja bez najmniejszego zawahania odwzajemniłem uścisk.Staliśmy tak dłuższą chwilę, a kiedy wreszcie Gemma pozwoliła mi zaczerpnąć powietrza zauważyłem kobietę, która podobno była moją mamą. Wyglądała dokładnie tak jak opisywał ją Niall. Wyglądała na bardzo zmęczoną i prawdopodobnie chorą. Podszedłem do niej a ona od razu objęła mnie delikatnie, ale wiedziałem, że dla niej to i tak był już duży wysiłek. Staliśmy tam w kompletnej ciszy po prostu się do siebie przytulając aż w końcu Gemma się odezwała.

- Harry, nie chciałbyś wejść do środka. - popatrzyła pytającym wzrokiem na mamę, a ta tylko skinęła głową i pociągnęła mnie w stronę drzwi.

 Nie byłem w stanie wydusić z siebie ani słowa, przy nich byłem po prostu bezbronny.To dziwne, biorąc pod uwagę to jaki jestem... Kiedy wszedłem do domu moje nozdrza uderzył zapach świeżo upieczonej szarlotki. Zawsze pachniało tu jedzeniem. Rozglądałem się po każdym miejscu i wszystko było dokładnie tak samo, jak ostatnio kiedy tutaj byłem. Wszedłem do kuchni i usiadłem na krześle barowym uprzednio sadzając moją mamę. Widziałem, że każdy ruch sprawiał jej trudność i bolało mnie to, że nie powiedział mi wcześniej, że jest coś nie tak. Przecież mógłbym jej pomóc! Gemma pokroiła ciasto, rozłożyła talerzyki i wreszcie zebrałem się na odwagę, żeby coś powiedzieć.

- Dlaczego mnie szukałaś? - zabrzmiałem chyba bardzo zdesperowanie, za bardzo.
- Chciałam, żebyś nas odwiedził, Harry. Bardzo dawno się nie widzieliśmy. - powiedziała, chciała powiedzieć jeszcze coś, ale puknąłem pięścią w blat gwałtownie wstając.
- Nie kłam! Widzę, że coś jest nie tak! - krzyknąłem tak głośno że widziałem, że Gemma się wzdrygnęła.
- Mama jest chora, Harry. Przestań ją denerwować i uspokój się! - krzyknęła. Widać, że nie przestraszyła się mojego ostrego tonu. Była wręcz tak samo ostra jak ja. Widać, że moja krew! Znaczy, że moja rodzina.
- Co jest? - momentalnie się uspokoiłem i opadłem z powrotem na krzesło. 
- Mama ma raka szpiku. Trzeba się nią zajmować i ja sama nie daję sobie rady, a ty w końcu jesteś moim bratem i Jej synem. prawda?
- Nie od kiedy mnie wyrzuciła z domu i powiedziała, że nie jestem już jej synem. Powiedziała, że mnie nie potrzebuje. Nie wiem czy należę jeszcze do tej rodziny. - powiedziałem, zsunąłem się z krzesła i zacząłem zmierzać w kierunku drzwi wyjściowych. 

To wszystko, ona mnie nie przeprosiła, poprosiła o pomoc, ale jej słowa wyryły się w mojej pamięci tak głęboko, że nie byłem w stanie od tak po prostu jej tego wybaczyć.



~~~~~~~~~~~~~~
No dobra, to ja teraz nie zbieram sama wszystkich pochwał czy co tam dla nas macie tylko uznam, że pisałyśmy to razem z Natalą i koniec :) To z góry już dziękujemy za komentarze i za wejścia, za odwiedzanie naszego bloga, za te 1000 wejść, no i za to, że czytacie ;) To do następnej soboty i mówię wam, będzie ciekawie ^^
Olivia i Natalia

sobota, 20 lipca 2013

Rozdział 6.



*perspektywa Harry’ego*

Wiedziałem, że po imprezie będę musiał jeszcze iść razem z Zaynem do Jego domu. To było oczywiste. Każdego dnia jest tam jakaś impreza. Ten koleś jest chodzącą maszyną do pieniędzy. Nigdy w życiu nie widziałem, aby Jego dom był pusty. Zawsze roiło się tam od ludzi. Zayn był podobny do mnie. Do nikogo się zbytnio nie przywiązywał, a zależało mu tylko na tym, żeby zdobyć kasę i mieć za co się najebać. Tak było kiedyś. Wchodząc powrotem do tego klubu nawiedziły mnie kolejny raz myśli o Louisie. Ten koleś utknął mi w głowie na dobre. Widzieliśmy się ledwo 2 dni, spał u mnie, nie znam go prawie wcale, a mimo to jak idiota nadal o nim myślę. Pora się zabawić, Harry. Podszedłem do baru, wcześniej upewniając się, że nie ma nigdzie w pobliżu Zayna i zamówiłem cholernie drogą wódkę. Usiadłem na krzesło barowe i wypiłem kilka kieliszków. Kiedy piłem kolejnego poczułem jak ktoś klepie mnie w ramie.

- Chyba pora przestać, nie uważasz? – zapytał dosyć głośno, a ja odwróciłem się, już chciałem powiedzieć, żeby nie wtykał nosa w nieswoje sprawy, ale zobaczyłem Zayna.
- Um… Tak, już mi wystarczy. Co dla mnie masz? 

Zapytałem równie głośno, próbując przekrzyczeć muzykę w tym klubie, która była cholernie głośna. Zayn skinął głową pokazując mi, że chce wyjść. Wstałem i udałem się za nim szybko wypijając ostatni kieliszek. Chciałem być kompletnie rozluźniony i gotowy do wskoczenia na konia sprzedaży. Kiedy wyszliśmy Zayn stanął pod jakimś sklepem naprzeciwko uprzednio upewniając się, że nikt nas nie widzi i zaczął mówić.

- To jest twoja część. Musisz sprzedać ją dzisiaj. Jak skończysz przyjdź do mojego domu i tam pogadamy o twojej pracy, jasne?

Powiedział bardzo szybko dając mi woreczek z prochami i odchodząc w stronę swojego domu. Zdążyłem tylko kiwnąć głową i poszedłem z powrotem na imprezę. Czas płynął dosyć szybko, a ja byłem już lekko ogłupiony alkoholem, który wypiłem wcześniej, ale znalazłem kilku chętnych. Sam miałem swój towar i zarobiłem całkiem sporo. Zostało mi nawet trochę na mnie. Szybko wyszedłem z klubu i zacząłem iść w stronę przeciwną niż powinienem. Udałem się do miejsca gdzie zawsze brałem. To miała być mała dawka i chciałem to zrobić szybko, ale wolałem żeby nikt mnie nie nakrył. Kiedy znalazłem się już przy starej szopie szybko tam wszedłem i położyłem woreczek na stół. Trochę mu się przyglądałem, w końcu chciałem wiedzieć co biorę. W końcu, po jakiejś chwili nabrałem trochę prochów na palec i zacząłem wciągać. To było to uczucie, którego teraz potrzebowałem. Wiedziałem, że muszę jeszcze iść do Zayna, ale miałem to w dupie, ponieważ potrafię myśleć logicznie nawet naćpany i nachlany. Jestem bardzo mądrym dilerem. Wziąłem tylko trochę, usiadłem na chwilę, żeby trochę się ogarnąć i wstałem. Drobne zawroty głowy przeszkodziły mi w swobodnym chodzie i idąc ulicą trochę się gibałem. Szybko jednak zacząłem rozumować. Niedługo potem zauważyłem wielką wille Zayna. Kiedyś ten dom był o wiele, wiele mniejszy. Ja pierdole. On tu ma nawet ochroniarzy. No dobrze mu poszło jak się rozstaliśmy. Przy moim mieszkaniu ten dom już z zewnątrz wygląda jak zamek… A chuj. Pora tam wejść. Szybko przeszedłem przez ochroniarzy. Byłem na liście. Nie wiem jak to zrobiłem, ale nie zapomniałem, żeby przyłożyć jednemu z nich… Po alkoholu robię się nadpobudliwy… Kiedy wszedłem do domu dopiero po chwili zauważyłem Zayna. Wyglądał inaczej niż ten z klubu. Tam miał na sobie dresy i skórzaną kurtkę, a tutaj jeansy, luźny czarny T-shirt i nieogarnięte włosy, które na pewno miały tak wyglądać. WYGLĄDAŁ ZARĄBIŚCIE! JAK MOGŁEM WCZEŚNIEJ TEGO NIE ZAUWAŻYĆ, ŻE JEST TAKI PRZYSTOJNY? Zaraz co?! Co ty pierdolisz, Styles. Te dragi uderzyły do twojego głupiego mózgu czy jak? Podszedłem do niego i chyba wyrwałem go z rozmowy, ale chuj z tym. Teraz ja chciałem z nim gadać i po prostu iść do domu.

- Kogo my tu mamy? Szybko Ci poszło, Harry. Już zapomniałem jaki jesteś dobry. Dużo zarobiłeś? – zapytał wyraźnie rozbawiony wcześniejszą rozmową, ale musiał spoważnieć. Teraz gadał o interesach. Trzeba było kurwa spoważnieć!
- Taaa… Sprzedałem wszystko czy to ważne ile zarobiłem? Nie chce Ci nic dawać, a dla Ciebie pracować, więc co Cię to obchodzi! – warknąłem. Irytuje mnie to jego cholerne rozbawienie.
- Chcesz dla mnie pracować? Wiesz z czym to się wiąże, prawda? – zapytał lekko podnosząc swoją lewą brew.
- Tak, doskonale wiem z czym to się wiąże i jestem na to w pełni przygotowany. Przecież i tak już nie mam co stracić, prawda? – ja również podniosłem moją lewą brew. Wszystko wiązało się z tym, że musiałem rzucać dla niego i jego imprez wszystko, co w danym momencie robiłem. Dzwonił do mnie zawsze z godzinnym uprzedzeniem, co pozwalało mu na to, że mówił tylko gdzie i ja musiałem tam być w przeciągu godziny.
- No, dobrze. Skoro tak, to cieszę się. Zostań tu jeśli chcesz, a ja jak będę dla Ciebie coś miał, to będę Cię informował telefonicznie. – już zmienił ton z rozbawionego, na ten który chciałem osiągnąć. DZIĘKI CI, KURWA BOŻE! Odwróciłem się i poszedłem w stronę baru. Podobno w tym domu wszystko jest za darmo, a ja ponieważ chciałem się upić, planowałem zrobić to właśnie tutaj i właśnie teraz.

*z perspektywy Lou*

-A co ja mam robić? - spytałem niepewnie Kacpra
-Ty będziesz musiał wejść do domu i ukraść najcenniejszą rzecz Zayna - powiedział patrząc na chłopaków
-Czyli jaką? - zapytałem się ale nie usłyszałem żadnej odpowiedzi - Pytam się! 
-Pewną figurkę. - odpowiedział po chwili Zenek
-Po jakąś głupią , niepotrzebną figurkę będziemy włamywać się do najbogatszego gościa w mieście?
-To nie jest byle jaka figurka.
-Więc jak?
- czekałem na ich odpowiedz , usiadłem wygodnie w fotelu
-Może i wygląda jak jakaś figurka z bazaru - pokazał mi Kacper zdjęcie - Ale od środka jest wykonana ze złota. Całość jest warta kilkanaście tysięcy złotych. Na dodatek jest to pamiątka po jego zmarłej dziewczynie. - popatrzył się na trzeciego chłopaka którego imienia nie pamiętałem - Zayn nikomu nie pozwoli mu jej dotykać. Jest schowana w jego pokoju do którego kluczyk ma tylko on.
-Więc jak się tam dostaniemy?
- coraz bardziej nie podobał mi się ten plan i chciałem z niego zrezygnować
-Wyważymy drzwi. Nic trudnego. Po prostu mamy dziś jedyną okazje to zrobić.
-Chłopak będzie dziś w barze. Razem ze swoimi kumplami więc chata jest wolna .
- dodał Kacper
-Kiedy mamy iść?
-Za kilka godzin. Zadzwonimy do Ciebie.


*kilka godzin później*

Ruszyliśmy w kierunku wielkiego białego domu . Mieszkanie Malika znajdowało się w najbogatszej dzielnicy Londynu . W okół domu znajdował się wielki mur z kamienia .

-Musimy pokonać ten wielki mur. - rozkazał Kacper

Nikt nie wie ale mam lęk wysokości . Z wielką trudnością pokonałem murek i przeskoczyłem na drugą stronę . Przede mną stał Kacper a za mną Zenek . Poszliśmy tylko w trójkę , bo nie chcieliśmy robić wielkiego zamieszania w domu i na wszelki wypadek jakby ktoś nas przyłapał lepiej uciekać w mniejszym gronie ...
Przed nami stał ogromny dom w którym pomieściło by się około 100 osób . Schowaliśmy się za niewielki mały budynek znajdujący się na posiadłości pana Malika .

-Teraz pójdziemy od lewej strony ponieważ tam nie ma kamer!

Zgodnie ze słowami Zenka skierowaliśmy się w podany kierunek . Dom Malika różnił się od pozostałych domów . Na jego wielkim ogródku znajdował się basen wielkości kilku moich. A podobno to ja jestem ten pan bogaty... Obeszliśmy go na około, co zajęło nam sporo czasu, ponieważ basen na prawdę był ogromny. Z daleka zauważyłem małe drzwi, które były mało widoczne, ale zauważalne. Chciałem się dobrze rozejrzeć, ale nie każdy by je zauważył. Przypuszczałem, że to jakieś dodatkowe wejście do domu, piwnica albo coś. Moje przypuszczenia się potwierdziły, kiedy podeszliśmy bliżej. Drzwi były zamknięte ma małą kłódkę. Jak to możliwe, że tak bogaty koleś tak źle zabezpieczył to wejście do swojego domu? Zacząłem się nad tym zastanawiać, a Kacper wziął do ręki duży kamień i przywalił z całej siły w kłódkę, która bez najmniejszego problemu odtworzyła się.

-Teraz twoja kolej chłopie - powiedział Zenek do mnie
-My będziemy Cie "osłaniać". Rób to wszystko co ustaliliśmy - dopowiedział Kacper

Pokiwałem im na znak "TAK" i wszedłem do apartamentu Zayna . Piwnica był wielki bałagan. Po jednej stronie znajdowała się komoda . Podszedłem do niej i otworzyłem ją. Znalazłem tam coś czego bym się nie spodziewał , że należy właśnie do niego. Otworzyłem futerał i wyciąłem gitarę. Otarłem ją z kurzu po czym odłożyłem ją przy wejściu. Mi też coś się należy za robotę. Przynajmniej będę miał gitarę na pamiątkę... Ruszyłem w kierunku drzwi od mieszkania. Wszedłem do domu chłopaka. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy był wielki salon. Poszedłem do niego i zauważyłem wielką kupę białego proszku w małych woreczkach. Czyżby Malik handlował prochami? Chwyciłem kilka torebeczek do ręki i schowałem je do kieszeni . Nie chciałem już zwiedzać dalej jego "cudownego" domu . Jestem tu po figurkę więc skierowałem się do pokoju w którym ona się znajdowała . Wszedłem po schodach na drugie piętro domu i weszłem do pokoju . Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to wielki obraz na którym znajdował się on . ZAYN . Ten chłopak jest stuknięty !
Chwyciłem figurkę która znajdowała się na szafie koło książek . Chwyciłem ja do ręki po czym schowałem za pasek od spodni przykrywając ją koszulą . Zamknąłem ostrożnie drzwi żeby nie narobić hałasu i szedłem powoli po schodach gdy usłyszałem czyjeś głosy. Schyliłem się na taką wysokość, żeby zobaczyć kto tam jest. Jedną osobą był wysoki ciemno skóry chłopa, po chwili zorientowałem się, że to jest koleś z obrazu. O FUCK!!!


~~~~~~~~~~
No i jest 6 rozdział!  Wiecie, że to już ponad 900 wejść? :O Bardzo, bardzo dziękujemy i zapraszamy ponownie! To do następnej soboty i prosimy o mnóstwo komentarzy!!
Natalia i Olivia

Ej, czy tylko ja mam takiego pietra o to co się teraz wydarzy?!
Olivia :)

sobota, 13 lipca 2013

Rozdział 5

*perspektywa Harry’ego*

Chuj wie, która godzina była kiedy się obudziłem. Było jasno, a ból głowy i kac od razu po otworzeniu moich oczu dały o sobie znać. Słyszałem dosłownie każdy ruch i tak cholernie mi przeszkadzał. Miałem ochotę zabić muchę, która latała nawet przed moim oknem. Wstałem w poszukiwaniu jakichś tabletek na głowę. Kiedy doszedłem do kuchni zauważyłem na stole butelkę od wczorajszej wódki i karteczkę pod nią. Szybko ją przeczytałem, chociaż ból głowy sprawiał mi ogromne trudności w myśleniu, to zrozumiałem, że Louisa nie ma i, że prędko nie wróci. O, no zapomniałbym, zajebał mi ubrania… Czy on wczoraj serio powiedział mi, że chciałby umrzeć? Popierdoliło mu się w tej Jego bogatej dupie czy jak? Z resztą nie mógł pójść daleko, to chociaż pójdę sprawdzić czy sobie ten delikatny tyłeczek poradzi „na ulicy”. Wziąłem tabletki, zjadłem śniadanie i ponieważ musiałem wyjść ubrałem się i wyszedłem z domu uprzednio upewniając się, że mam klucze, portfel i telefon. Szukałem tego młodego kilka godzin, ale nie udało mi się go odnaleźć. Nie miałem już zwyczajnie ochoty i siły, żeby przeczesywać całe miasto w poszukiwaniu jakiegoś tam chłopaka… Stanąłem na ulicy i zastanawiałem się gdzie pójść. Niespodziewanie mój telefon zaczął dzwonić w tylnej kieszeni moich spodni. Podniosłem go i przyłożyłem do ucha.


- Słucham? – zapytałem dosyć wkurwiony, w końcu bezskutecznie szukam jakiegoś typka po ulicy od ostatnich kilku godzin…
- Harry? Gdzie ty się podziewasz? – usłyszałem głos mojego starego znajomego „po fachu”
- Jestem…. A co Cię to obchodzi, po prostu powiedz mi czego chcesz, Zayn? – wysyczałem, ponieważ wiedziałem, że dzwoni tylko w jakiejś sprawie. Zwyczajnie chce, żebym coś dla niego zrobił, a ja nie miałem na to ochoty.
- Mam do Ciebie pewną sprawę, która jest bardzo dobrze opłacalna! – powiedział to ze stoickim spokojem i trochę podwyższył swój głos, kiedy usłyszał, że ciężko dyszę, ponieważ zacząłem iść, biec. 
- Powiedz mi co dla mnie masz i nie owijaj w bawełnę, wiem że obaj mamy cenny czas, więc się streszczaj! 
- Po prostu mamy bardzo dużą imprezę w centrum i chciałbym, żebyś tam poszedł. – ponownie bardzo spokojny i pewny siebie. Nienawidzę tego gnoja.
- Po chuj ja Ci tam jestem potrzebny, Malik? – zapytałem wyraźnie wkurwiony. Wiem, że mogę zarobić, ale po wczorajszym „imprezowaniu” nie miałem ochoty spędzać nocy w klubie, bardzo głośnym i tłocznym klubie handlując jeszcze z takimi idiotami jak tamten Louis… No wkurwień się jeśli spotkam kogoś jak on, ale potrzebna mi forsa, więc nie ważne jak bardzo nie chce mi się tam iść, muszę. 
- Gdzie i o której, konkretnie i powiedz mi co chcesz w zamian? – zwolniłem, chcąc skupić się tylko i wyłącznie na odpowiedzi.
- Byłeś w tym klubie Harry, kilka dni temu razem z Kate, widziałem Cię tam, biłeś się chyba, a potem przyjechały tam gliny, pamiętasz? – O KURWA ! Klub Louisa funkcjonuje i ja mam tam iść, jako koleś od marychy? To dobre!
- Doskonale pamiętam, o której? – zapytałem z małym uśmieszkiem na twarzy.- Przyjdź na 21. – Odpowiedział Zayn i wiedziałem, że teraz on się uśmiechał, bo dostał to, czego chciał. MNIE.
- A czego chcesz Malik? Czego chcesz w zamian? – zapytałem pukając w ścianę budynku, przy którym akurat stałem butem.
- Chcę połowy zysków lub stałego pracownika. – wiedziałem! Wiedziałem, że będzie chciał mnie wykorzystać na więcej razy, niż tylko ten. Towar to ona ma dobry. Nie wiem, czy chciałem się w to zagłębiać. A w sumie, nic się nie stanie, jak będę miał więcej towaru. Więcej pracy, to więcej kasy, a więcej kasy to lepsze życie. WCHODŹ W TO STYLES, ZANIM ON SIĘ ROZMYŚLI, CHUJ, ŻE GO NIE LUBISZ, KASA!
- Mamy podpisać jakąś umowę? – zapytałem, lekko rozbawiony. Wiedziałem doskonale, że ucieszy się z nowego pracownika. A ja z dodatkowej kasy. 
- Nie, po prostu bądź. – powiedział bardzo szybko i rozłączył się.


Po skończeniu rozmowy włożyłem telefon z powrotem do tylnej kieszeni i udałem się w stronę mojego mieszkania. Towar miałem dostać, ale w końcu musiałem się przygotować. Wracam do mojego ulubionego handlu i miałem zamiar dzisiaj się także trochę zabawić. Zapomnieć o tym, co się stało przez ostatnie dni i po prostu posprzedawać i po imprezować. W końcu jestem młodym, przystojnym chłopakiem i nie zamierzam marnować swojego życia, przez jakąś tanią dziwkę lub kolesia, któremu zebrało się na wyznania. To fakt, chciałem mu pomóc, ale jak nie chce, to się nie będę kurwa niepotrzebnie wysilał. Kiedy wszedłem do mieszkania wyszykowałem się i poszedłem na spotkanie z Malikiem.


*perspektywa Louisa*

Kiedy wyszedłem z domu Harry’ego czułem się wolny. Co prawda nie miałem pojęcia dokąd powinienem iść, ale WOLNOŚĆ to to czego potrzebowałem. Wreszcie to ja mogłem decydować co zrobię, a nie rodzice. Tak, to prawda jestem dorosły, ale moi rodzice zawsze mówili mi co mam robić, a ja byłem zbyt słaby żeby im odmówić, więc wolałem po prostu przystać na to co mówili. Szedłem po prostu przed siebie. Moją głowę nachodziło wiele myśli, głównie te, gdzie ja się teraz podzieję, ale wolałem o tym nie myśleć. Szedłem przez ulicę ze spuszczoną głową i wpadłem na jakiegoś kolesia. Oboje byliśmy zamyśleni, jak widać.

- Uważaj jak leziesz, kurwa! – powiedział po chwili, kiedy zorientował się, że we mnie uderzył.
- Przepraszam. 


 Mruknąłem i dopiero teraz mu się przyjrzałem. Był całkiem przystojny. 
Wysoki, o brązowych włosach i oczach, ubrany w jeansy i ciemną kurtkę, serio wyglądał bardzo dobrze w opinającej jego mięśnie skórzanej kurtce. On także dopiero podniósł na mnie wzrok i widziałem, że uważnie mi się przyglądał. Widziałem na Jego ustach delikatny uśmieszek i zacząłem się zastanawiać CO ON SIĘ TAK CIESZY?

- Jak masz na imię? – wyparował po chwili, patrząc w moje rozbiegane oczy. Co gościa, na którego wpadłem na ulicy obchodzi jak mam na imię?
- Co Cię to obchodzi? – odwróciłem się i chciałem pójść w przeciwnym kierunku, ale mnie powstrzymał. 
- Mam dla Ciebie robotę, ale jak widzę Cię to nie interesuje… - widać było w Jego oczach… ZARAZ NIC NIE BYŁO WIDAĆ…
- Jaką robotę? – zapytałem, a nie wiem sam dlaczego…
- Najpierw mi powiedz jak masz na imię. Ja jestem Liam. – powiedział i wystawił do mnie rękę, pewnie abym ją uścisnął…
- Louis. – Powiedziałem i szybko złapałem i uścisnąłem rękę chłopaka.
-Podobno masz jakąś robotę dla mnie ? - chciałem się w końcu dowiedzieć o co mu chodzi, każdy grosz się przyda na dodatek teraz jak nie mam kasy od rodziców…
-Chciałbym dołączyć do mojego gangu? - mówiąc to przecierał palcami po ustach
-Nawet jeśli chciałbym to pewnie mam coś w zamian zrobić?
-Taak i oto twoja robota - powiedział - Na ulicy nie będę o tym gadał, chodź!


Chłopak chwycił mnie za ramię i popchał przed siebie. Mijaliśmy kolejne uliczki i co chwile ktoś nam się przyglądał . Zdarzało się że niektórzy jak zobaczyli Liama uciekali lub chowali się przed nim. Czy on jest aż taki groźny? Przecież wygląda na grzecznego i bardzo dobrego chłopaka, ale to może tylko tak wyglądać na pierwszy rzut oka. Szliśmy tak przez kilkanaście minut. Nie miałem pojęcia dokąd. Zaczęło mnie to przerażać, ale nie miałem czasu się nad tym zastanowić, ponieważ Liam stanął i odwrócił się w moją stronę. Spojrzał na mnie i zapytał.


- Wiesz gdzie jesteśmy?
- No niby skąd mam to wiedzieć? 
- Ooooo… Wygadany, lubię takich – uśmiechnął się i znowu przetarł palcami po wargach. To JEGO JAKIŚ NAWYK CZY CO?! W sumie, to nawet całkiem fajnie wygląda… Zaraz, zaraz, co?
- Zabieram Cię do reszty chłopaków. Tam dowiesz się wszystkiego, co powinieneś. – powiedział, po chwili ciszy i znowu się odwrócił i zaczął iść. Chwilę minęło zanim przez wysoki płot trafiliśmy do tego magazynu. Musiałem przejść przez płot ! W środku było całkiem normalnie. Jeśli wnętrze magazynu i jednocześnie siedzibę gangu. Szybko zauważyłem 2 kanapy i 4 chłopaków siedzących na nich. Liam był chyba ich szefem, skoro to on mnie tu przyprowadził i skoro wszyscy na nas czekali… Chłopak od razu wszedł, przywitał się z wszystkimi tradycyjną sztamą i usiadł. Trochę mnie zamurowało i nie do końca wiedziałem, co powinienem zrobić… Uciec? Usiąść? Stać? Moje ciało samo wybrało ostatnią opcję i po prostu przyglądałem się temu co robią. Po chwili odezwał się jeden z nich.


- Kto to jest, Liam? – spojrzał na mnie, a potem powrotem na Liama.
- To panowie jest Louis. Pomoże nam w naszym dzisiejszym planie. – powiedział i spojrzał na chłopaków siedzących na kanapach porozumiewawczym​ wzrokiem - Będziecie musieli mu wytłumaczyć co ma zrobić, bo ja mam jeszcze coś do zrobienia. – Powiedział i wyszedł z magazynu, zostawiając mnie tam kompletnie samego. Znaczy nie samego, ale z NIMI.
- Jestem Peter. To jest Kacper, Oliver i Zenek. 


Powiedział kolejno wskazując na chłopaków siedzących na kanapie. Kiedy po chwili wszyscy wstali zauważyłem jak wielcy i napakowani są. Nie zdziwiłbym się, jeśli okaże się że są ze 3 razy szersi ode mnie. CO JA TU ROBIĘ?! Wszyscy poszli do pokoju z tyłu magazynu, gdzie na wielkim stole leżał plan jakiegoś domu. Po planie mogłem stwierdzić tylko, że był gigantyczny, bo miał kilka pięter i miliony pokoi na każdym piętrze. NIE PRZESADZAM ! TO MUSI BYĆ DOM JAKIEGOŚ CHOLERNIE BOGATEGO KOLESIA… Stanąłem z boku, ale Zenek podszedł do mnie i pociągnął bliżej stołu. 

- To jest dom pana Malika – powiedział Oliver i zerknął tylko kantem oka na Kacpra upewniając się, że NIE WIEM CO, ALE NA NIEGO ZERKNĄŁ.


~~~~~~~~~~
Dziękujemy za 4 obserwujących i za to , że chce wam się jeszcze czytać .
Bardzo nam zależy na waszych komentarzach !
Następny rozdział pojawi się za tydzień . Oczywiście jak ja (Natala) się nie spóźnię znowu ...

Olivia&Natalia

sobota, 6 lipca 2013

Rozdział 4.



*perspektywa Harry’ego*

Wiem, kurwa doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że nie powinienem się wtrącać, że nie powinienem pytać o to skąd Louis zna Nialla, ale to nie moja wina, że mam ciekawską naturę i w ogóle nie umiem tego opanować. Widziałem, że pytanie, które mu zadałem kompletnie go zaskoczyło, próbowałem się opanować przez całe zakupy, ale ja po prostu nie umiałem dusić tego w sobie. Po chwili ciszy i przenikającym spojrzeniu jakie otrzymałem od chłopaka, postanowiłem zapytać kolejny raz.

- Powiesz mi skąd znasz Nialla czy nie powiesz i znowu będziemy siedzieć w tej ohydnej ciszy i się zastanawiać nad życiem? – zapytałem chyba dosyć groźnie, ale nie chciałem żeby to tak zabrzmiało…
- Nie będę opowiadał Ci o moich osobistych sprawach, więc się nie wtrącaj. Wiesz o mnie i tak już za dużo, o wiele za dużo. – powiedział kierując się w stronę mojego mieszkania.
- Masz spać w moim domu. To chyba logiczne, że chce się dowiedzieć czy mimo to, że jesteś tak strasznie bogaty nie jesteś jakimś psycholem, który mnie zabije w nocy. Mimo, że na takiego nie wyglądasz. – ostatnie zdanie mruknąłem cicho mając nadzieję, że nie usłyszy, ale moje szczęście było tak ogromne, że oczywiście usłyszał.
- Coś ty powiedział? – zapytał wyraźnie wkurwiony tym co powiedziałem.
- No proszę Cię, serio nie wyglądasz jak jakiś gangster z ulicy. Wyglądasz raczej na spokojnego chłopaka, który przez przypadek się zagubił. – powiedziałem uśmiechając się na samą myśl jak bardzo teraz wkurzyłem go moimi słowami.
 Myślałem, że wtedy się wkurzył? Teraz to się wkurwił! Miałem wrażenie, że rzuci na ziemie reklamówki z zakupami, które mu dałem i się na mnie rzuci z łapami, ale strzelam, że i tak nie umie się bić, a po za tym, to ja jestem silniejszy, większy no i umiem się bić, więc chyba nie ma co zaczynać.

- Nie życzę sobie, żebyś tak do mnie mówił. Niall to mój stary kolega ze szkoły i nie mam zamiaru do tego wracać, a teraz otwórz mi drzwi do mieszkania. – wysyczał przez zęby.

Zrobiłem posłusznie to co kazał i wpuściłem go pierwszego. Zachowałem się jak prawdziwy gentlemen przy damie swojego życia. Kiedy weszliśmy rozpakowałem zakupy i zacząłem gotować. Louis usiadł na krzesło w kuchni i wpatrywał się w okno. 
- O czym myślisz? – zapytałem widząc zadumaną minę chłopaka, no i trochę z nudów.
- Myślę o tym, gdzie mam jutro spać, bo zostaję tutaj tylko na jedną noc. – odpowiedział nie odwracając wzroku od okna. 

No wiedziałem, że mu się tu nie podoba. W duchu dziękowałem mu też za to, że zabiera stąd swój seksowny tyłek i wreszcie się go pozbędę ze swojego życia i wrócę do mojego, normalnego.

- Powiesz mi dlaczego zachowywałeś się tak dziwnie jak spotkaliśmy Niallera? – zapytałem po raz kolejny w ogóle nie zastanawiając się nad tym czy Louis może się wkurzyć. 

Tym razem gwałtownie odwrócił głowę w moją stronę, kiedy ja stawiałem już 2 pełne talerze spaghetti na stole.
- Po prostu nie lubiliśmy się, okey? – odpowiedział. Wiedziałem, że bardzo chce uniknąć tematu, ale ja chciałem się dowiedzieć jak najwięcej było możliwe. Po raz kolejny sam nie wiedziałem dlaczego.
- Dlaczego niby tak bardzo się nie lubiliście? – zapytałem jedząc makaron i zerkając tylko na łagodniejącą twarz chłopaka.
- Naśmiewał się ze mnie. – odpowiedział jak gdyby nigdy nic. 

Nie rozumiem dlaczego pytanie o samego Nialla tak go zdenerwowało, a kiedy zapytałem go co robił odpowiedział to ze stoickim spokojem. Zachowywał się jak baba z tymi swoimi humorami. Nawet Kate nie miała aż takich wahań nastroju.

- Jak to naśmiewał się z Ciebie? Przecież Niall jest kompletnie nie groźny. Przecież Jego nawet nie idzie się bać. – powiedziałem wciąż jedząc makaron. Byłem strasznie głodny.
- No normalnie. Nie byłem typem gościa, którego wszyscy w szkole lubili, więc jak Cię nie lubią to się z Ciebie śmieją, czego tutaj nie rozumiesz? – zapytał zaczynając dopiero jeść. Widziałem w jego oczach pewien rodzaj tajemniczości. Wiedziałem, że nie mówił mi wszystkiego, czego się spodziewałem, ale co takiego jeszcze mógł zrobić Niall?
- No, nie rozumiem dlaczego akurat Niall się na ciebie uwziął i nie rozumiem dlaczego nie mówisz mi wszystkiego. Jestem pewien, że nie tylko o to, że się z Ciebie naśmiewał, chodzi. Myślę, że tutaj chodzi o coś więcej. – spojrzałem na niego. 

Zauważyłem, że błękit Jego oczu nie jest taki jak zawsze, a zrobił się ciemniejszy. Jego oczy były zimne. Nie do końca wiedziałem jak zareaguje na moje dedukowanie, ale sam byłem z siebie kurewsko dumny, że zamknąłem go w takiej sytuacji. Sytuacja bez wyjścia, Tomlinson. Teraz już musisz mi odpowiedzieć. Mówiłem, że sobie pogramy w tą grę, sam chciałeś, to teraz proszę bardzo. Grajmy!

*Perspektywa Louisa*

Nie mogłem mu powiedzieć całej prawdy . Nie może wiedzieć czemu taki jestem czemu boje się ludzi a w szczególności Nialla... Co go to w ogóle interesuje. Najlepiej jakby zajął się swoim życiem a nie wtrącał w moje.

-Odpowiedz na moje pytanie!
-Co się w ogóle interesuje czemu boje się Nialla? - Zapytałem go.
-Bo to dziwne, on jest nie groźny - zaczął się głupi śmiać.
-Niegroźny? Ty chyba sobie kpisz. Jakbyś Ty się czuł wchodząc codziennie do szkoły i tylko modlił o to żeby Cie nie znalazł? Jakbyś się czuł gdybyś codziennie był poniżany, bity i wyśmiewany przez rówieśników? Co byś zrobił jakby wyzywali Cie od ciot, wieśniaków, kujonów, łamag i frajerów? - powiedziałem patrząc na niego.
- No właśnie, nic! Nie wiesz co ja czułem wtedy i czuje nadal jak widzę tego pieprzonego blondyna na ulicy! Nie wiesz i nigdy się nie dowiesz.
-Emm... Lou przykro mi z tego powodu.
-Przykro Ci? Jak ci może być przykro? Do cholery Harry czego Ty ode mnie chcesz? – zapytałem, a w oczach miałem łzy.
-Chce Ci pomóc. - podszedł do mnie.
-Mi się nie da pomóc. Jestem pieprzonym skurwielem. Jestem nikim! Nikim!
-Nie prawda...
-Harry bądźmy szczerzy. Gdybym wtedy nie kupił od Ciebie zioła, gdyby  policja mnie nie zatrzymała nie musiałbyś siedzieć tu ze mną... Widać, że Ci to nie idzie na rękę... Jestem nikim… - powtórzyłem kolejny raz
-Lou?
-Co chcesz? - chwycił mnie z nadgarstki
-Ałł - poczułem ból a chłopak podniósł moje rękawki
-Why? Lou? Czemu?
-Może jestem bogaty, może miałem wszystko czego zapragnąłem, ale nigdy nie poczułem miłości ze strony ojca i matki. Nigdy nie miałem przyjaciół. Zawsze byłem w szkole wyzywany od grubasów. Ludzie zadawali się ze mną dlatego, że miałem ładą bogatą siostrę. Wszystko dla kasy - przerwałem - jestem nikim, zrozum, nie warto się przejmować kimś takim jak ja - milczał - DZIEŃ MOJEJ ŚMIERCI BĘDZIE NAJSZCZĘŚLIWSZYM DNIEM
-Chcesz się zabić?
-Powiedź mi po co żyć? Ma to w ogóle jakiś sens? – płakałem, a chłopak nadal nie wiedział co powiedzieć.
- Marzenia trzeba spełniać?
-Tak, ale...
-Nie ma żadnego ale!
-Nie zrobisz tego? Lou! Nie możesz się zabić!
-Jeśli znajdzie się chodź jena osoba dla której warto żyć będę żył…

Powiedziałem i skierowałem się w stronę pokoju . Zostawiłem zdezorientowanego chłopaka samego. Nie wiem czemu mu o tym wszystkim powiedziałem. Może dlatego, że jest jedyną osobą która ze mną rozmawia? Jedyną osobą, która może mnie uratować! Położyłem się do łóżka, założyłem słuchawki, włączyłem muzykę, usnąłem...

Obudziły mnie promienie słońca wpadające przez okno wprost na moją twarz. Przebrałem się w ubrania chłopaka które znalazłem w szafie. Poszedłem do kuchni. Chłopak spał na kanapie, a na stole stała pusta butelka po wódce. Czyżby Harry nie wytrzymał i się upił? A może ma już dość mnie i chciał jakoś wszystko odreagować?

Wyciągnąłem z szafki długopis i kartkę. Napisałem krótką wiadomość do chłopaka:

Emm drogi Harry
Harry ! Nie wiem czemu Ci to wszystko powiedziałem. To był błąd! Muszę sobie wszystko przemyśleć . Nie szukaj mnie! Chodź tak pewnie tego nie zrobisz.  
Kiedyś wrócę!
                                      Lou

P.s. to nie ma sensu, JESTEM NIKIM!
P.s. Nie obraź się ale musiałem wziąć kilka twoich ubrań. Oddam Ci je…

Odłożyłem kartkę na stolik i położyłem na niej wódkę tak, żeby była w widocznym miejscu i żeby miał pewność, że chłopak ją znajdzie. Spakowałem kilka koszul chłopaka i spodni. Ubrałem buty i poszedłem przed siebie. Nie wiedziałem gdzie, po prostu chce iść jak najdalej stąd. Jak najdalej od Londynu...! Jak najdalej od całego mojego dotychczasowego życia… Jak najdalej od Harry’ego…?



~~~~~~~



Mamy już ponad 600 wejść na bloga za co bardzo, bardzo chciałyśmy wam podziękować. Wiemy, że ta część była smutna, przygnębiająca i po prostu nie poprawiająca humoru, ale jak wszędzie trochę dramaturgii musi być. Mamy nadzieję, że Wam się podoba, mamy ogromną nadzieję na komentarze i do następnej soboty :))
Natalia i Olivia


sobota, 29 czerwca 2013

Rozdział 3.



*perspektywa Harry’ego*
Kiedy jechaliśmy samochodem po raz kolejny się zamyśliłem. Zastanawiałem się dokąd mam pojechać? Kiedy byłem na komisariacie i czekałem na rozmowę z Louisem niechcący podsłuchałem jak jego ojciec się wydziera i zabrania mu wrócić do domu. Nie miałem zielonego pojęcia co zrobić z tym faktem, więc sam nie wiem dlaczego jedynym pomysłem jaki wpadł mi do głowy, było moje mieszkanie. Prawdopodobnie nie było nawet w połowie tak wypasione jak jego dom, ale mam to w dupie. Ważne, że w ogóle ma gdzie spać, niech się cieszy. Myślenie zajęło mi praktycznie całą drogę, bo nim się spostrzegłem byliśmy już pod moim mieszkaniem. 

- Już jesteśmy – odezwałem się, a chłopak spojrzał na mnie zarówno z ciekawością jak i zaintrygowaniem wypisanym na twarzy.
- Co my tu robimy?
- A jak Ci się wydaje? Wysiadaj i nie zadawaj tyle pytań, bo mnie to wkurwia, jasne? – powiedziałem. 

Bardzo chciałem, żeby wreszcie przestał pytać mnie dlaczego go uratowałem? Dlaczego wpłaciłem tą kaucję? Dlaczego mu pomogłem? A chuj wie dlaczego to zrobiłem. Może dlatego, że to po części była moja wina. Nie powinienem sprzedawać takiemu typkowi żadnego towaru, nie ważne ile by mi zapłacił. Widać było, że sobie z tym nie poradzi. Był zwykłym mięczakiem i idiotą. Tak samo jak ja kiedy mu to sprzedałem, ale teraz i tak już za późno więc nie mam zamiaru się nad tym użalać.
- Powiedz mi przynajmniej dokąd idziemy, bo ja też zaczynam się denerwować. – wypalił po chwili ciszy.
- Idziemy do mojego mieszkania. – powiedziałem wchodząc do wysokiego budynku, w którym mieszkałem. 

Chwilę nam to zajęło, ponieważ mieszkałem na ostatnim piętrze, a tam nie było windy. Lubiłem to miejsce, ponieważ nie miałem żadnych natarczywych sąsiadów i nie przeszkadzało mi to, że codziennie muszę przemierzać tyle schodów. Louis, widać było, że nigdy wcześniej nie był w takim miejscu, bo rozglądał się po nim, tak jakby miał 3 głowy. Nie rozumiem po co było mu pakowanie się w te całe narkotyki, ale tym razem to ja miałem przewagę i mogłem mu zadawać tyle pytań ile mi się podobało. W końcu idziemy do MOJEGO domu.

- Dlaczego mieszkasz w takim miejscu? – zapytał mnie. Widać było, że całe to miejsce nie przypadło mu zbytnio do jego „wyrafinowanego” gustu.
- Przeszkadza Ci fakt, że masz gdzie spać? – zapytałem, po raz kolejny nie myśląc nad konsekwencjami moich słów. Potrafię być takim idiotą…
- Mam tu spać? – zapytał kiedy już weszliśmy do mojego mieszkania. 

Wszedł, porozglądał się po wszystkich pokojach w domu, widać było, że jest rozczarowany, ale ja serio miałem to w dupie. Patrzyłem się na niego i zastanawiałem dlaczego w ogóle przyszedł do mnie po te dragi. Mój niewyparzony język po raz kolejny dał o sobie znać i mimo, że nie chciałem wcale tego wiedzieć zapytałem.

- Po co Ci to w ogóle było?
- Ale co masz na myśli? – oderwał wzrok od wystroju mojego domu i spojrzał na mnie. Jego oczy były bardzo niebieskie i błyszczały. Pierwszy raz w życiu widziałem tak piękne oczy. Można było w nich utonąć. Chwileczkę, co ty pierdolisz, Styles? O czym ty teraz myślisz, poojebało Cie?
- Mam na myśli to całe zamieszanie z narkotykami. Błagam Cię, wyglądasz jakby niczego, nigdy Ci nie brakowało, a jednak chciałeś jeszcze więcej i przez to jak mniemam straciłeś wszystko inne. Po co Ci to było? – Chuj Cie to obchodzi, Harry? A dobra, co się będę oszukiwał. To było bardzo interesujące, biorąc pod uwagę, że spał w moim domu chciałem po prostu wypytać się po co w ogóle mu to było. Chciałem się tego dowiedzieć i koniec. Sam nie wiem do czego było mi to potrzebne, ale chciałem wiedzieć.
- To nie twoja sprawa. Ty też nie odpowiadasz na moje pytania, więc dlaczego niby ja miałbym odpowiadać na twoje? – zapytał wyraźnie zdenerwowany moim pytaniem. Och, więc tak chcesz się bawić, Tomlinson? Nie ze mną, kurwa. Nie w moim domu.
- Twoje pytania były idiotyczne, a moje nie są, więc odpowiedz. – Powiedziałem bardzo wkurwiony. Powstrzymywałem się, żeby mu nie przywalić. Czy on ze mną grał w jakąś idiotyczną grę? To nie było zabawne, a jedyne co on zrobił to było zaśmianie się.
- Dobra, nie chcesz to nie mów i tak prędzej czy później mi powiesz, więc poczekam. – uśmiechnąłem się cwaniacko i poszedłem do kuchni. 

Byłem strasznie głodny. Przez to wszystko zapomniałem zrobić zakupów, a czekanie w komisariacie nie jest zbyt przyjemnym „doznaniem”. Otworzyłem lodówkę i jedyne co w niej zobaczyłem to przeterminowane mleko. KURWA. Muszę iść do sklepu. Bez chwili zawahania poszedłem do mojego pokoju, a Louis tylko mi się przyglądał. Kiedy po chwili z niego wyszedłem on stał tam i świdrował wzrokiem całe mieszkanie. Kolejny raz. Kiedy mnie zauważył szybko się odwrócił.

- Wychodzisz gdzieś? – zapytał wyraźnie zaciekawiony. Ugh… Te wszystkie pytania, wole mieszkać sam, on zostaje tutaj tylko jedną noc, a potem niech radzi sobie sam.
- Tak idę do sklepu.
- Mogę iść z Tobą?
- Pod warunkiem, że odpowiesz mi na moje pytanie, to które zadałem Ci wcześniej. – uśmiechnąłem się cwaniacko i czekałem na Jego reakcję.

 A co? Chciał grać w tą pieprzoną grę? To teraz właśnie sobie w nią pogramy. Jedynym co zrobił chłopak było skinięcie głową i założenie butów. O kurwa, udało mi się. Nie wiedziałem, że pójdzie aż tak łatwo. Szybko powtórzyłem Jego ruch, założyłem swoje buty, upewniłem się, że mam telefon, portfel i klucze i wyszliśmy z mojego mieszkania.

*perspektywa Louisa*
Pojechałem razem z tym chłopakiem do jakiegoś starego bloku. Wyglądał gorzej niż dom z jakiekolwiek horroru. Szliśmy przez obleśną klatkę schodową. Nie było tam windy? Rozumiecie? Z ścian odchodziła farba i czuć było smród na całej klatce. Dalej nie mogę uwierzyć jak można żyć w takich warunkach . Całą drogę do jego mieszkania rozglądałem się wszędzie z niedowierzaniem i niby ja tu mam mieszkać? Chyba sobie śni. Doszliśmy do jego mieszkania i od razu zaczęły się pytanie DLACZEGO? CZEMU? PO CO? A co go to obchodzi czemu chciałem sobie zajarać skręta. Po prostu chciałem spróbować czy to tak wiele?  Jedyne o czym teraz marzyłem to tylko położyć się w łóżku. Grrr ale nie w takim jak on ma! Jestem wychowany w innych warunkach i dla mnie taka mała klitka to coś strasznego. Pokój chłopaka wyglądał normalni . Łóżko na środku z niebieską pościelą, pod ścianą szafa i małe okno, kuchnie miał połączoną razem z salonem, Przynajmniej ma sofę i pewnie to właśnie ja będę na niej spał, ale nie ważne ... Nie chciałem tu już siedzieć i jedynym wyjściem było pójście z Harry’m do sklepu, ale on jak zwykle ma jakieś warunki. Muszę mu teraz wszystko wyjaśnić…

-To jak powiesz mi? - zapytał spokojnie wychodząc z klatki schodowej
-Po prostu chciałem sobie zapalić. Nigdy tego nie robiłem…
-Kiedyś musi być ten pierwszy raz? - zapytał śmiejąc się
-Taa

Nie chciało mi się z nim już gadać . Szliśmy w ciszy w stronę Tesco gdy nagle zauważyłem JEGO. Wysoki blondyn o niebieskich oczach z aparatem na zębach. Od razu przypomniało mi się zdarzenie o którym tak bardzo chciałem zapomnieć…

-Harry wracajmy! - poprosiłem go
-Ale ...
-Proszę - widział moje przerażenie w oczach
-Co się stało? - zatrzymał mnie
-Po prostu chodźmy - patrzyłem nadal w kierunku blondyna
-O niego Ci chodzi? - skierował palec w kierunku w którym się patrzyłem
-Proszę chodźmy!
-O Nialla Ci chodzi? - wypowiedział jego imię i zaczął się śmiać - Haha dobre dobre
-Znasz go?
-Jak widać! - odpowiedział i zaczął wołać chłopaka do nas
Blondyn zaczął rozglądać się wokół siebie . Dopiero po chwili  nas dostrzegł. Nie minęło 5 minut a on już był koło nas i witał się z Harry’m.

-Siemanko Niall! Kope lat, dawno się nie widzieliśmy - zaczął Harry
-Yep! Po staremu, jestem taki sam jak kiedyś.
-Aaa tak w ogóle to jest Louis – Harry i Niall skierowali swoje oczy na mnie
-My się znamy panie Tomlinson? Czyż nie? – Niall uśmiechnął się sztucznie i zaczął się śmiać
- … , śpieszymy się - odpowiedziałem i chciałem jak najszybciej stąd iść
-Aa rzeczywiście , wpadnij do mnie kiedyś . Dalej mieszkam tam gdzie kiedyś – powiedział Harry, nie mógł zrobić za dużo, bo już ciągnąłem go za ramię idąc w przeciwnym kierunku
-Na pewno wpadnę, niech będzie też twój przyjaciel - przygryzł wargę i posłał mi całusa

WTF ?! Czy mi się tylko wydawał czy on właśnie? Dobra nie ważne. Odeszliśmy od niego jak najszybciej i poszliśmy do sklepu po zakupy. Harry bardzo uważnie mi się przyglądał. Widać było, że zastanawia się nad tym dlaczego zareagowałem tak widząc Nialla, no i skąd go znam. Wiedziałem, że to pytanie go nurtuje. Widziałem to w Jego cudnych oczach. Zaraz, zaraz, co kurwa?! Znam go, ale po raz kolejny zaznaczam, że to nie jest sprawa Harry’ego. Po raz kolejny zaznaczam, że i tak to pewnie ze mnie wyciągnie, ale będzie się musiał wysilić, żebym cokolwiek mu powiedział. Po pierwsze mam nadzieję nie musieć spać na Jego sofie, tylko w jakimś przyjemniejszym, a przede wszystkim wygodniejszym miejscu. Harry szturchnął mnie lekko wyrywając mnie z mojej zadumy.

- Hej, Louis nie chcesz czegoś? - miałem ogromną ochotę na to, żeby wrócić do domu, ale jak wiadomo prędko mnie tam nie zobaczą.
- Nahh, dzięki ale nie jestem głodny. – powiedziałem, odwróciłem się na pięcie i chciałem pójść dalej, ale Harry pociągnął mnie za łokieć z wyraźnie wkurzonym wyrazem twarzy.
- I tak musisz coś zjeść, więc nie marudź albo sam Ci coś wybiorę i to będzie tak paskudne, że będziesz po tym rzygał przez miesiąc więc lepiej bądź dla mnie miły, Tomlinosn. – wycedził przez zaciśnięte zęby i patrzył głęboko w moje oczy. Kurde, no uwielbiałem go tak wkurzać, mimo, że znaliśmy się krótko, to uwielbiałem widzieć go takiego rozdrażnionego. 
- Ale ja serio nie jestem głodny. – wyrwałem się z Jego „uścisku” i poszedłem w inną stronę. Dał mi spokój. Jestem pewien, że się na mnie odegra biorąc po uwagę fakt, że będę spać u niego w domu, ale walić to. Nie będę się zastanawiał nad jedzeniem. Nie chce mi się teraz nawet zastanawiać nad Niallem, to nie jest mi potrzebne w tym momencie. Chciałbym się wykąpać, ale sam fakt że będę musiał zrobić to w tej jego melinie przyprawia mnie o zawał. Jak można mieszkać w tak okropnym miejscu? Nie rozumiem go… Kiedy dotarłem do kasy zacząłem się rozglądać poszukując Harry’ego. Zauważyłem go w najdalszej możliwej kasie, tylko i wyłącznie dlatego, że był taki wysoki, a wysokości dodawały mu jeszcze Jego włosy. Całe szczęście, że jest taki duży. Szybko do niego dołączyłem i razem wyszliśmy ze sklepu. Harry kolejny raz nie umiał utrzymać języka za zębami i kolejny raz wyparował z nieodpowiednim pytaniem.
- Skąd znasz Nialla? – zapytał, a ja gwałtownie odwróciłem głowę w Jego stronę. 



 ~~~~~~~~~~ 
 Jesteście zajebiści kochamy Was, jesteście cudowni,bo coraz Was tu więcej i jak widzimy czytacie i bardzo się z tego cieszymy :)
 Natalia i Olivia

Aaaa, no i następny rozdział w sobotę, o ile pracuś Natala znowu się nie spóźni ze swoją częścią.... I tak wiesz, że Cię kocham kochanie, ale mogłabyś ruszać dupe troszeczkę szybciej
Olivia :))

niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział 2



*perspektywa Harry’ego*

Wyszedłem, bo nie chciało mi się tłumaczyć temu nowicjuszowi. Nie miałem się przecież z nim zaprzyjaźniać. Jestem tylko Jego dilerem a nie zaraz pieprzonym przyjacielem. Wkurwiony, jak cholera wyszedłem z „gabinetu” i poszedłem szukać Kate. Gdzie do kurwy nędzy podziała się ta suka?! Wychodząc zacząłem rozglądać się po całym pomieszczeniu w poszukiwaniu mojej dziewczyny. Jak by nie było, ona jest moją dziewczyną i nie zamierzam się tego wstydzić, mimo że nie pracuje w zbyt ciekawym miejscu. Mimo, że ja odszedłem z pracy w klubie Go Go, ona wciąż tam pracuje. Wciąż robi pokazy dla facetów tam, ale ja mam to w dupie. Ważne, że kiedy jesteśmy razem ona zaspakaja tylko mnie i tylko moje potrzeby. To mi wystarczy, żeby zapomnieć o tym, co robi. Zajęło mi jakiś czas, żeby znaleźć jej dupe bujającą się na parkiecie z jakimś gościem. Wkurwiłem się, nie będę tego ukrywać. Miała na mnie po prostu zaczekać przy barze, czy to jest kurwa aż takie trudne do pojęcia?! Podszedłem do niej i nie chcąc od razu wzniecać bójki, mimo że w środku się we mnie gotowało, delikatnie odciągnąłem ją od na oko 40-letniego kolesia i pociągnąłem w stronę baru.

- Czy ty kurwa nie umiesz opanować swojej dupy na chwilę i poczekać na mnie, jak trzeba było?! Musisz od razu tańczyć jakieś dziwkarskie tańce z jakimiś gośćmi?! Nie jesteś w pracy 24 godziny na dobę, wiesz? Teraz chyba jesteś ze mną, nie?! – wykrzyczałem w jej twarz, wymachując rękami i w ogóle nie zastanawiając się nad konsekwencjami moich słów. Zasłużyła sobie dziwka.
- Nie denerwuj się, Harry. To był tylko taniec. Przecież długo Cię nie było, a ten koleś zaprosił mnie do tańca. Jesteśmy w klubie, Harry. Ja też chcę się rozerwać, wiesz? Nie chce mi się siedzieć tu i czekać aż w końcu załatwisz swoje interesy i łaskawie się mną zainteresujesz!– wkurwiła się chyba równie mocno co ja, ale muszę przyznać, że to było bardzo podniecające widzieć ją w takim stanie. Kurwa, ogarnij się jesteś w pracy, Harry!
- Dobra, chcesz jeszcze zatańczyć, czy zwijamy się do domu? – złagodniałem, widząc jak bardzo ona także się wkurzyła, no i jak bardzo mnie to podnieciło.
- Z Tobą chcę tańczyć zawsze. – uśmiechnęła się i oplotła ręce wokół mojej szyi czekając aż ją pocałuję.
- Ah, tak. – uśmiechnąłem się figlarnie i pociągnąłem ją na parkiet, nie całując jej. Niech sobie zasłuży. 

Zaczęliśmy tańczyć do bardzo głośnej muzyki. Poniosła nas. Patrzyłem w jej niebieskie oczy, ale nie było w nich zbyt wiele blasku. Była moją dziewczyną, ale szczerze jej nie kochałem. Traktowałem ją raczej jako dziewczynę do pieprzenia, niż jako dziewczynę do długoletniego związku, z resztą widać było po niej, że ona do mnie też nie czuje zbyt wiele. Czasem zachowywaliśmy się jakbyśmy serio się kochali, ale to były tylko pozory, no bo jak można kochać szmatę? Jak można kochać dziewczynę, która sama siebie nie szanuje i oddaje się za pieniądze? W sumie nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Tak bardzo zatonąłem w swoich myślach, że zapomniałem że jest ze mną Kate. Próbowała coś do mnie wykrzyczeć, ale nie wyszło jej to, ponieważ muzyka była za głośna. Puknęła mnie w ramię, pokazując że chce iść się napić, więc skinąłem w jej stronę głową i zacząłem ciągnąć ją w stronę baru. Im później się robiło do klubu przychodziło coraz więcej ludzi. Kurwa muszę zacząć przychodzić tu częściej, bo tylu ludzi w 1 klubie, to dużo klientów, a dużo klientów to dużo forsy. Kiedy wreszcie przepchaliśmy się do baru, Kate postanowiła zamówić drinki, więc podałem jej i sobie karty z drinkami, które były kurewsko drogie, ale czego się nie robi, żeby uszczęśliwić swojej kurwa dziewczyny… Powinienem z nią zerwać. Jak na nią patrzę, to zaczyna chcieć mi się rzygać. Muszę się odseparować od przeszłości, a Kate jest jedną z rzeczy, która mi o niej przypomina. Ponownie zapomniałem o towarzystwie dziewczyny, ale tym razem to ona wytrąciła mnie z równowagi. Na chwilę straciłem ją z pola widzenia, na chwilę się zamyśliłem, a jej już nie było. No kurwa znowu się gdzieś zapuściła w jakimś pieprzonym tańcu, czy jak? Przypierdolę jej kiedyś, przysięgam. Wstałem z wysokiego krzesła przy barze i poszedłem jej szukać, znowu. Nie można jej kurwa spuścić z oczu na 5 minut, bo już się puszcza. Jak widać dziwka w pracy, to dziwka nie tylko w pracy. Nie wiem co mnie podkusiło, ale poszedłem w stronę drzwi, które zauważyłem. To nie były drzwi ani trochę podobne do tych, do których wszedłem razem z tym chłopakiem wcześniej. Coś w mojej głowie mówiło mi, że powinienem. Przepchałem się przez tłum ludzi, co zajęło mi jakieś 10 minut. Droga z baru była krótka, ale było tak ciasno, że nie szło nawet spokojnie pooddychać. Kiedy wreszcie dotarłem do drzwi rozejrzałem się, żeby sprawdzić czy nigdzie nie widać tych jej platynowych włosów, które cholernie rzucają się w oczy. Nie było jej. Stanąłem bliżej drzwi i zacząłem nasłuchiwać czy może nie trafię do kolejnego gabinetu, czy coś. Usłyszałem śmiech, męski śmiech. Nie mogłem się powstrzymać i z ogromnym impetem wparowałem do środka i zobaczyłem dziwkę w akcji. Była z tym samym kolesiem co przedtem, tylko teraz w wyraźnie bardziej intymnej sytuacji. Ona mu kurwa robiła loda. Nie wytrzymałem i pięścią przyłożyłem kolesiowi prosto w zęby. Nim zdążył cokolwiek zrobić uderzyłem go po raz kolejny i kolejny. Kiedy już nie był w stanie się ruszać splunąłem na niego.

- Jesteś dziwką, kurwa. Jesteś pieprzoną dziwką i nie mam zamiaru już więcej się z Tobą pieprzyć zrozumiano?! – krzyknąłem i chciałem wyjść z klubu, ale zauważyłem, że zbliża się coś zupełnie niespodziewanego.


*perspektywa Louis’a*

Wyszedł z gabinetu zostawiając mnie tam samego. Siedziałem i zacząłem zastanawiać się nad swoim życiem. Jestem synem jednego z najbogatszych ludzi na świecie i zamiast cieszyć się z tego , dołuje się. Ojciec zawsze mi powtarzał: "Jeśli czegoś pragniesz, dąż do tego i nie przejmuj się opinią innych, bo oni robią to z zazdrości". Miał racje. W szkole miałem najlepsze oceny, byłem najlepszy w klasie. Ale to nic nie zmieniło byłem nazywany frajerem, wieśniakiem, kujonem. Chodź każdy myślał, że dzięki kasie będę miał znajomych nigdy ich nie miałem. Byłem odludkiem i nigdy do niech nie pasowałem ...

-Wyjdź z tego pokoju!- ktoś się udarł
-Wyjdź mówię coś! - Ktoś powtórzył i dopiero go zauważyłem. Wysoki, gruby, obleśny, stary gościu stał w drzwiach gabinetu z jakąś dziewczyną.

Chodź to był mój gabinet nie miałem ochoty się kłócić i posłusznie wyszedłem. Skierowałem się do baru. Napiłem się jednego drinka, później drugiego. Nabrałem ochoty do tańczenia. Chciałem się rozerwać ale nie udało mi się. Ktoś przerwał muzykę... Była to policja

- Kto jest właścicielem tego klubu? 
-J...jaaa - powiedziałem, podchodząc do nich - Co się stało, że państwo tu są?
-Dostaliśmy wezwanie, że właśnie w tym klubie jest rozprowadzana maryśka i inne narkotyki - powiedział niski, rudy policjant
-To niedorzeczne! Nigdy bym nie pozwolił na coś takiego! - udarłem się
-Hm... Ciekawe ciekawe - odpowiedziała policjantka
- My jesteśmy innego zdania.
- Co ma pani na myśli?
- Podobno to właśnie pan ma coś z tym wspólnego. 
- Serio? To jakaś pomyłka 
- Porozmawiamy sobie o tym na komisariacie.


Musiałem przerwać całą dzisiejszą imprezę. Podszedłem do baru przekazałem kluczyki od klubu barmanowi i kazałem zamknąć klub i oddać później je mojemu ojcu.



*pół godziny później*

- Lepiej się przyznaj - udarł się policjant
-Ale ja nic nie zrobiłem. To są jakieś wasze wymysły.
-Taaak serio? 
-Tak - powiedziałem chowając ręce w kieszeń - Nie będę rozmawiał z wami dopóki nie będzie mojego prawnika.
-Tak sobie pogrywamy, panie Tomlinson? - Uderzył z całej siły pięścią w stół stojący przed nim. 
- To, że jest pan bogaty nie oznacza , że możesz wszystko.
-Hm... W sumie mogę wszystko - uśmiechnąłem się cwaniacko 
- Nie możecie mnie przetrzymywać, powtarzam kolejny raz ja nie mam z tym nic wspólnego!
-Wyciągnij ręce z kieszeni gównarzu ja ze mną rozmawiasz - udarł się 
- Mowie coś! - powtórzył
-Nie!
-Coś Ty powiedział? - wrzasnął i zaczął zbliżać się w moim kierunku
-Spokojnie, spokojnie  bo panu żyłka pęknie. 


Odpowiedziałem rozbawiony po czym wyciągnąłem szybko ręce z kieszeni. Wypadło mi coś  z niej. FUCK! To była maryśka. Zapomniałem, że resztę schowałem sobie na później. Miałem nadzieję, że on nic nie zauważy ale jak to mówią:" Nadzieja matką głupich" i nie udało mi się…

-Coś chyba panu wypadło? - podszedł i podniósł 
- Czyżby to maryśka? Teraz to panu będzie dobry adwokat potrzebny. - nic nie powiedziałem, po prostu milczałem.
-Proszę go wyprowadzić.


No to teraz mam przejebane . Jestem zamknięty na dołku i posiedzę sobie zanim ktoś nie wpłaci kaucji za mnie. Zajebiście. Jedynie czego najbardziej się boje to reakcji rodziny jak się o wszystkim dowiedzą. Żeby tylko teraz nie wyjechali. Oczywiście znając moje szczęście właśnie się pojawili…


-Tomlinson, ruszaj dupe ktoś do Ciebie. - powiedział strażnik a ja podszedłem do niego. 
- Rodzice przyjechali do Ciebie, chodź za mną.

Zrobiłem tak jak mi kazał . Zaprowadził mnie do małego ciasnego pokoju . Ściany były koloru szarego, a na środku pokoju stał stolik a przy nich państwo Tomlinson. Wziąłem głęboki oddech  i podszedłem do nich.


-Co Ty sobie gówniarzu wyobrażasz! Nie tak z matką Cie wychowaliśmy! Maryśka? Serio?! I to jeszcze w moim klubie! - zaczął wydzierać się na cały głos wkurwiony ojciec.
-Proszę o cisze! - Upomniał go strażnik.
-Ale tato! Mogę wszystko wyjaśnić - powiedziałem
-Nie mam zamiaru Cie słuchać! Dla mnie jesteś już nikim. Wynająłem Ci dobrego prawnika i wyjdziesz z tego, ale masz wyprowadzić się z mojego domu. -  odpowiedział
-Mamo powiedz coś - milczała
-Nie jesteś już moim synem. Straciłem do Ciebie zaufanie. 
-Ale, ale... 
-Skończyliśmy już rozmowę - ojciec skierował się do strażnika
-A przepustka? Mam tu siedzieć? 
-Będziesz miał dużo czasu na przemyślenie wszystkiego - odpowiedział i skierował się w stronę drzwi, matka poszła za nim
-Tomlinson, Ty jeszcze nigdzie nie idziesz . Masz kolejnego gościa 
-Kogo ? 
-TWOJEGO CHŁOPAKA - powiedział strażnik
- A tak w ogóle nie wyglądasz na geja…
-Bo nim nie jestem - opowiedziałem cicho tak, że strażnik nie usłyszał.


Usiadłem przy stoliku i czekałem na "MOJEGO CHŁOPAKA"  Byłem bardzo ciekawy kto był tak mądry i się za niego podał?

-Witaj stary - usłyszałem znajomy głos za moimi plecami, obróciłem się. To był on. Harry.
-Cześć , czego tu szukasz? 
-A może milej? - odparł – Powinieneś cieszyć się na mój widok 
-Pfff… - tylko to zdołałem powiedzieć.
-Jestem twoim chłopakiem - podkreślił dwa ostatnie słowa tak, że nawet strażnik je usłyszał
-Pojebało Cie do końca? Nie jestem żadnym gejem! - udarłem się
-A chcesz stąd wyjść? 
-Oczywiście, że chcę stąd wyjść.
-To nim jesteś. Innego pomysłu nie miałem jak mógłbym Cie stąd wydostać - przerwał na chwile i popatrzył na mnie 
- Wpłaciłem kaucje i możesz wychodzić.
-Niee nie - odparłem - To chyba jakieś żarty? 
-A widać jakbym żartował? 
-Noo nie…
-To podnoś swoją śliczną zgrabną dupe i idziemy stąd. Nie mam zamiaru ani chwili dłużej tu siedzieć. - powiedział chłopak
-Ja tym bardziej.
Wstałem razem z chłopakiem i udaliśmy się w stronę wyjścia.
-Panie Tomlinson - powiedział policjant
-Tak, słucham? - odpowiedziałem
-Do następnego razu - uśmiechnął się do mnie i puścił mi oczko.
Czy ja śmie czy właśnie policjant zaczął mnie podrywać?
Nie miałem zamiaru ani chwili dłużej tu być i wyszedłem na pole jak najszybciej. Zacząłem szukać Harry’ego , bo go nigdzie nie było.
-Tuuuu! - udarł się, stał przy samochodzie i czekał aż podejdę.
-Czemu mi pomagasz? - zapytałem
-.... - nic nie odpowiedział
-Czemu mnie wyciągnąłeś? - zadałem mu kolejne pytanie, ale ponownie nie dostałem żadnej odpowiedzi.
-Do cholery! Styles odpowiedz mi! - udarłem się.
-Zatkaj się i wsiadaj do samochodu 


Odparł i wsiadł na miejscu kierowcy. Jechaliśmy w ciszy. W mojej głowie wciąż roiło się od pytań, chodźmy o to dokąd jedziemy, ale nie chciałem jeszcze bardziej denerwować mojego „wybawcy”, więc postanowiłem milczeć...

 ~~~~~~~~~~

Wiadomo, że bardzo chcemy, żeby Wam się podobało i żebyście zostawiali komentarze i polecali bloga znajomym. Więc składamy do was bardzo serdeczną prośbę o rozgłos naszego bloga. Z góry dziękujemy, nawet jeśli tego nie zrobicie. A rozdziały będziemy wstawiać co tydzień w sobotę. Postaramy się być regularne :))

Natalia i Olivia