sobota, 13 lipca 2013

Rozdział 5

*perspektywa Harry’ego*

Chuj wie, która godzina była kiedy się obudziłem. Było jasno, a ból głowy i kac od razu po otworzeniu moich oczu dały o sobie znać. Słyszałem dosłownie każdy ruch i tak cholernie mi przeszkadzał. Miałem ochotę zabić muchę, która latała nawet przed moim oknem. Wstałem w poszukiwaniu jakichś tabletek na głowę. Kiedy doszedłem do kuchni zauważyłem na stole butelkę od wczorajszej wódki i karteczkę pod nią. Szybko ją przeczytałem, chociaż ból głowy sprawiał mi ogromne trudności w myśleniu, to zrozumiałem, że Louisa nie ma i, że prędko nie wróci. O, no zapomniałbym, zajebał mi ubrania… Czy on wczoraj serio powiedział mi, że chciałby umrzeć? Popierdoliło mu się w tej Jego bogatej dupie czy jak? Z resztą nie mógł pójść daleko, to chociaż pójdę sprawdzić czy sobie ten delikatny tyłeczek poradzi „na ulicy”. Wziąłem tabletki, zjadłem śniadanie i ponieważ musiałem wyjść ubrałem się i wyszedłem z domu uprzednio upewniając się, że mam klucze, portfel i telefon. Szukałem tego młodego kilka godzin, ale nie udało mi się go odnaleźć. Nie miałem już zwyczajnie ochoty i siły, żeby przeczesywać całe miasto w poszukiwaniu jakiegoś tam chłopaka… Stanąłem na ulicy i zastanawiałem się gdzie pójść. Niespodziewanie mój telefon zaczął dzwonić w tylnej kieszeni moich spodni. Podniosłem go i przyłożyłem do ucha.


- Słucham? – zapytałem dosyć wkurwiony, w końcu bezskutecznie szukam jakiegoś typka po ulicy od ostatnich kilku godzin…
- Harry? Gdzie ty się podziewasz? – usłyszałem głos mojego starego znajomego „po fachu”
- Jestem…. A co Cię to obchodzi, po prostu powiedz mi czego chcesz, Zayn? – wysyczałem, ponieważ wiedziałem, że dzwoni tylko w jakiejś sprawie. Zwyczajnie chce, żebym coś dla niego zrobił, a ja nie miałem na to ochoty.
- Mam do Ciebie pewną sprawę, która jest bardzo dobrze opłacalna! – powiedział to ze stoickim spokojem i trochę podwyższył swój głos, kiedy usłyszał, że ciężko dyszę, ponieważ zacząłem iść, biec. 
- Powiedz mi co dla mnie masz i nie owijaj w bawełnę, wiem że obaj mamy cenny czas, więc się streszczaj! 
- Po prostu mamy bardzo dużą imprezę w centrum i chciałbym, żebyś tam poszedł. – ponownie bardzo spokojny i pewny siebie. Nienawidzę tego gnoja.
- Po chuj ja Ci tam jestem potrzebny, Malik? – zapytałem wyraźnie wkurwiony. Wiem, że mogę zarobić, ale po wczorajszym „imprezowaniu” nie miałem ochoty spędzać nocy w klubie, bardzo głośnym i tłocznym klubie handlując jeszcze z takimi idiotami jak tamten Louis… No wkurwień się jeśli spotkam kogoś jak on, ale potrzebna mi forsa, więc nie ważne jak bardzo nie chce mi się tam iść, muszę. 
- Gdzie i o której, konkretnie i powiedz mi co chcesz w zamian? – zwolniłem, chcąc skupić się tylko i wyłącznie na odpowiedzi.
- Byłeś w tym klubie Harry, kilka dni temu razem z Kate, widziałem Cię tam, biłeś się chyba, a potem przyjechały tam gliny, pamiętasz? – O KURWA ! Klub Louisa funkcjonuje i ja mam tam iść, jako koleś od marychy? To dobre!
- Doskonale pamiętam, o której? – zapytałem z małym uśmieszkiem na twarzy.- Przyjdź na 21. – Odpowiedział Zayn i wiedziałem, że teraz on się uśmiechał, bo dostał to, czego chciał. MNIE.
- A czego chcesz Malik? Czego chcesz w zamian? – zapytałem pukając w ścianę budynku, przy którym akurat stałem butem.
- Chcę połowy zysków lub stałego pracownika. – wiedziałem! Wiedziałem, że będzie chciał mnie wykorzystać na więcej razy, niż tylko ten. Towar to ona ma dobry. Nie wiem, czy chciałem się w to zagłębiać. A w sumie, nic się nie stanie, jak będę miał więcej towaru. Więcej pracy, to więcej kasy, a więcej kasy to lepsze życie. WCHODŹ W TO STYLES, ZANIM ON SIĘ ROZMYŚLI, CHUJ, ŻE GO NIE LUBISZ, KASA!
- Mamy podpisać jakąś umowę? – zapytałem, lekko rozbawiony. Wiedziałem doskonale, że ucieszy się z nowego pracownika. A ja z dodatkowej kasy. 
- Nie, po prostu bądź. – powiedział bardzo szybko i rozłączył się.


Po skończeniu rozmowy włożyłem telefon z powrotem do tylnej kieszeni i udałem się w stronę mojego mieszkania. Towar miałem dostać, ale w końcu musiałem się przygotować. Wracam do mojego ulubionego handlu i miałem zamiar dzisiaj się także trochę zabawić. Zapomnieć o tym, co się stało przez ostatnie dni i po prostu posprzedawać i po imprezować. W końcu jestem młodym, przystojnym chłopakiem i nie zamierzam marnować swojego życia, przez jakąś tanią dziwkę lub kolesia, któremu zebrało się na wyznania. To fakt, chciałem mu pomóc, ale jak nie chce, to się nie będę kurwa niepotrzebnie wysilał. Kiedy wszedłem do mieszkania wyszykowałem się i poszedłem na spotkanie z Malikiem.


*perspektywa Louisa*

Kiedy wyszedłem z domu Harry’ego czułem się wolny. Co prawda nie miałem pojęcia dokąd powinienem iść, ale WOLNOŚĆ to to czego potrzebowałem. Wreszcie to ja mogłem decydować co zrobię, a nie rodzice. Tak, to prawda jestem dorosły, ale moi rodzice zawsze mówili mi co mam robić, a ja byłem zbyt słaby żeby im odmówić, więc wolałem po prostu przystać na to co mówili. Szedłem po prostu przed siebie. Moją głowę nachodziło wiele myśli, głównie te, gdzie ja się teraz podzieję, ale wolałem o tym nie myśleć. Szedłem przez ulicę ze spuszczoną głową i wpadłem na jakiegoś kolesia. Oboje byliśmy zamyśleni, jak widać.

- Uważaj jak leziesz, kurwa! – powiedział po chwili, kiedy zorientował się, że we mnie uderzył.
- Przepraszam. 


 Mruknąłem i dopiero teraz mu się przyjrzałem. Był całkiem przystojny. 
Wysoki, o brązowych włosach i oczach, ubrany w jeansy i ciemną kurtkę, serio wyglądał bardzo dobrze w opinającej jego mięśnie skórzanej kurtce. On także dopiero podniósł na mnie wzrok i widziałem, że uważnie mi się przyglądał. Widziałem na Jego ustach delikatny uśmieszek i zacząłem się zastanawiać CO ON SIĘ TAK CIESZY?

- Jak masz na imię? – wyparował po chwili, patrząc w moje rozbiegane oczy. Co gościa, na którego wpadłem na ulicy obchodzi jak mam na imię?
- Co Cię to obchodzi? – odwróciłem się i chciałem pójść w przeciwnym kierunku, ale mnie powstrzymał. 
- Mam dla Ciebie robotę, ale jak widzę Cię to nie interesuje… - widać było w Jego oczach… ZARAZ NIC NIE BYŁO WIDAĆ…
- Jaką robotę? – zapytałem, a nie wiem sam dlaczego…
- Najpierw mi powiedz jak masz na imię. Ja jestem Liam. – powiedział i wystawił do mnie rękę, pewnie abym ją uścisnął…
- Louis. – Powiedziałem i szybko złapałem i uścisnąłem rękę chłopaka.
-Podobno masz jakąś robotę dla mnie ? - chciałem się w końcu dowiedzieć o co mu chodzi, każdy grosz się przyda na dodatek teraz jak nie mam kasy od rodziców…
-Chciałbym dołączyć do mojego gangu? - mówiąc to przecierał palcami po ustach
-Nawet jeśli chciałbym to pewnie mam coś w zamian zrobić?
-Taak i oto twoja robota - powiedział - Na ulicy nie będę o tym gadał, chodź!


Chłopak chwycił mnie za ramię i popchał przed siebie. Mijaliśmy kolejne uliczki i co chwile ktoś nam się przyglądał . Zdarzało się że niektórzy jak zobaczyli Liama uciekali lub chowali się przed nim. Czy on jest aż taki groźny? Przecież wygląda na grzecznego i bardzo dobrego chłopaka, ale to może tylko tak wyglądać na pierwszy rzut oka. Szliśmy tak przez kilkanaście minut. Nie miałem pojęcia dokąd. Zaczęło mnie to przerażać, ale nie miałem czasu się nad tym zastanowić, ponieważ Liam stanął i odwrócił się w moją stronę. Spojrzał na mnie i zapytał.


- Wiesz gdzie jesteśmy?
- No niby skąd mam to wiedzieć? 
- Ooooo… Wygadany, lubię takich – uśmiechnął się i znowu przetarł palcami po wargach. To JEGO JAKIŚ NAWYK CZY CO?! W sumie, to nawet całkiem fajnie wygląda… Zaraz, zaraz, co?
- Zabieram Cię do reszty chłopaków. Tam dowiesz się wszystkiego, co powinieneś. – powiedział, po chwili ciszy i znowu się odwrócił i zaczął iść. Chwilę minęło zanim przez wysoki płot trafiliśmy do tego magazynu. Musiałem przejść przez płot ! W środku było całkiem normalnie. Jeśli wnętrze magazynu i jednocześnie siedzibę gangu. Szybko zauważyłem 2 kanapy i 4 chłopaków siedzących na nich. Liam był chyba ich szefem, skoro to on mnie tu przyprowadził i skoro wszyscy na nas czekali… Chłopak od razu wszedł, przywitał się z wszystkimi tradycyjną sztamą i usiadł. Trochę mnie zamurowało i nie do końca wiedziałem, co powinienem zrobić… Uciec? Usiąść? Stać? Moje ciało samo wybrało ostatnią opcję i po prostu przyglądałem się temu co robią. Po chwili odezwał się jeden z nich.


- Kto to jest, Liam? – spojrzał na mnie, a potem powrotem na Liama.
- To panowie jest Louis. Pomoże nam w naszym dzisiejszym planie. – powiedział i spojrzał na chłopaków siedzących na kanapach porozumiewawczym​ wzrokiem - Będziecie musieli mu wytłumaczyć co ma zrobić, bo ja mam jeszcze coś do zrobienia. – Powiedział i wyszedł z magazynu, zostawiając mnie tam kompletnie samego. Znaczy nie samego, ale z NIMI.
- Jestem Peter. To jest Kacper, Oliver i Zenek. 


Powiedział kolejno wskazując na chłopaków siedzących na kanapie. Kiedy po chwili wszyscy wstali zauważyłem jak wielcy i napakowani są. Nie zdziwiłbym się, jeśli okaże się że są ze 3 razy szersi ode mnie. CO JA TU ROBIĘ?! Wszyscy poszli do pokoju z tyłu magazynu, gdzie na wielkim stole leżał plan jakiegoś domu. Po planie mogłem stwierdzić tylko, że był gigantyczny, bo miał kilka pięter i miliony pokoi na każdym piętrze. NIE PRZESADZAM ! TO MUSI BYĆ DOM JAKIEGOŚ CHOLERNIE BOGATEGO KOLESIA… Stanąłem z boku, ale Zenek podszedł do mnie i pociągnął bliżej stołu. 

- To jest dom pana Malika – powiedział Oliver i zerknął tylko kantem oka na Kacpra upewniając się, że NIE WIEM CO, ALE NA NIEGO ZERKNĄŁ.


~~~~~~~~~~
Dziękujemy za 4 obserwujących i za to , że chce wam się jeszcze czytać .
Bardzo nam zależy na waszych komentarzach !
Następny rozdział pojawi się za tydzień . Oczywiście jak ja (Natala) się nie spóźnię znowu ...

Olivia&Natalia

1 komentarz:

  1. no nawet spoko tylko dłuższe! :) czekam na next

    OdpowiedzUsuń